Cóż to było za spotkanie! Jeśli dziś ktoś, po raz pierwszy zdecydował się obejrzeć mecz futsalowy w całości, to można mniemać, iż z miejsca zakochał się w tej dyscyplinie. Konfrontacja o Superpuchar Polski była doskonałą promocją piłki halowej: piękne trafienia, techniczne popisy, zwroty akcji, dogrywka, karne... A na końcu kolejne trofeum powędrowało do Bielska-Białej. Rewanż za przegrany finał mistrzostw Polski z poprzedniego sezonu na drużynie z Lubawy zakończony powodzeniem.

 

Czy od początku spotkanie zapowiadało się, że trafi do annałów potyczek o Superpuchar Polski? Nie do końca. Starcie miało dość defensywny charakter. W 4. minucie bliski trafienia był... golkiper Rekordu, Krzysztof Iwanek. Było to jednak dość ryzykowne posunięcie, wszak od razu Constract szukał "kontry", ale młody golkiper wykazał się także umiejętnościami sprinterskimi i obronił strzał. W 7. minucie kibice doczekali się trafienia, a prowadzenie objęła ekipa z Lubawy po trafieniu gwiazdy rodzimej ekstraklasy, Pedrinho. 

 

"Rekordziści" ruszyli - co zrozumiałe - do odrobienia straty. Kto pamięta finałowe mecze play-off w Lubawie o mistrza Polski ten mógł się poczuć, jakby cofnął się w czasie. Bielszczanie przeważali na boisku, zmuszali Victora Lopeza do intensywnego wysiłku licznymi uderzeniami i nic. Mur Constractu pozostał nieskruszony do końca premierowej odsłony gry. 

 

Druga połowa zaczęła się od próby Stefana Rakicia, która nie doczekała się happy endu. Następnie zespół z Lubawy przed stratą gola uratował Tomasz Kriezel, wybijając piłkę z linii bramkowej po strzale Michała Marka. Wreszcie jednak Rekord dopiął swego. W 32. minucie celnym strzałem piłkę w siatce ulokował Tomasz Lutecki. Bielszczanie z prowadzenia cieszyli się raptem 180 sekund. Mateusz Mrowiec, który nie dość, że świetnie wywiązywał się z zadań defensywnych, to jeszcze dołożył arcyważne trafienie dla Constractu. Ale Rekord nie zamierzał powiedzieć ostatniego słowa! Na sekundy przed syreną wieńczącą regulaminowy czas gry do remisu doprowadził Stefan Rakić, który dobrze odnalazł się w roli tzw. lotnego bramkarza. Dogrywka. 

 

Biało-zieloni zanotowali niewiarygodny początek drugiej połowy. Rekord na prowadzenie po raz pierwszy w tym spotkaniu wyprowadził Gustavo Henrique, przytomnie dobijając próbę Pawła Budniaka. Wspominaliśmy już o ofensywnych zapędach golkipera Rekordu? Tak, w 44. minucie odwaga Iwanka przyniosła trafienie. Gdy Rakić po efektownej "solówce" celebrował trafienie na 5:2 wydawało się, że jest już po meczu... 

 

Nic bardziej mylnego. "Konstruktorzy" wykazali się nie lada ambicją i determinacją, iż doprowadzili do wyrównania do końca dogrywki. O tym, do kogo trafi trofeum miały zadecydować rzuty karne. Te lepiej wykonywali "rekordziści". Trener Jesus Lopez Garcia zadecydował o zmianie bramkarza w trakcie konkursu rzutów karnych. To okazało się strzałem w "10" - Bartłomiej Nawrat obronił decydujące uderzenie i Rekordu cieszył się z udanego rozpoczęcia sezonu.