Szymon Niemczyk: Niemożliwe w sporcie nie istnieje. Wierzymy w utrzymanie
Szymon Niemczyk poprowadzi drugi zespół Rekordu w nadchodzącej rundzie. Szkoleniowiec, który łączyć będzie tę funkcję z byciem asystentem Dariusza Ruckiego, już wcześniej pracował z rezerwami, wówczas występującymi na szczeblu "okręgówki". Co dała mu praca w LKS-ie Goczałkowice-Zdrój? Czy utrzymanie w IV lidze Rekordu II to "mission impossible"? Tego m.in. dowiecie się z naszej STREFY WYWIADU.
SportoweBeskidy.pl: Czy prowadzenie IV-ligowych rezerw Rekordu jest lepsze od bycia asystentem w III-ligowym LKS-ie Goczałkowice-Zdrój?
Szymon Niemczyk: Odpowiedź zawsze będzie taka sama: to zależy (śmiech). Ale rozwinę tę myśl. Wszystko zależy od doświadczeń, które się za sobą niesie. W III lidze jako asystent pracowałem przez 7 lat, to spory kawałek czasu, wliczając zarówno Rekord, jak i LKS. Natomiast bycie trenerem w IV lidze to dla mnie nowe doświadczenie. III liga przestała mnie już zaskakiwać, znałem ją bardzo dobrze. Z kolei nasza drużyna rezerw różni się od klasycznej IV-ligowej ekipy. Mój harmonogram pracy w Rekordzie praktycznie się nie zmienił – wciąż pracuję z tą samą grupą zawodników, z którą pracowałem wcześniej przez pół roku. Nie chciałbym wartościować, co jest lepsze, a co gorsze. To po prostu coś innego i nowego.
SportoweBeskidy.pl: Czego nauczyła Cię praca w „Goczałach”?
S.N.: Bardzo wiele. Przede wszystkim była to okazja współpracować z Łukaszem Piszczkiem, co dało mi ogrom doświadczenia. Dzięki niemu mogłem poznać niuanse europejskiej piłki. Łukasz miał okazję pracować z najlepszymi trenerami, a ja zyskałem wiedzę, której nie zdobyłbym na żadnym kursie. Te bezcenne informacje oraz nauka pracy z różnorodnymi zawodnikami były dla mnie niezwykle rozwijające. Uważam, że te 3,5 roku w LKS-ie to czas, który bardzo mnie wzbogacił jako trenera.
SportoweBeskidy.pl: Nadszedł jednak czas na nowe wyzwania. Jesteś asystentem w sztabie Dariusza Ruckiego i trenerem rezerw Rekordu. Długo zastanawiałeś się nad przyjęciem tej oferty?
S.N.: Nad samą ofertą myślałem może trzy minuty. Już tłumaczę dlaczego. Decyzję o odejściu z LKS-u podjąłem na przełomie października i listopada. Chciałem jednak dokończyć rundę. W 80% była to decyzja podyktowana sprawami rodzinnymi. Zauważyłem, że mam coraz mniej czasu dla mojej 5-letniej córki, którą serdecznie w tymi miejscu miejscu pozdrawiam. Chciałem mieć więcej czasu dla niej. Ofertę od Dariusza Ruckiego otrzymałem na początku grudnia. Było to idealne zbieżne w czasie, a dodatkowo praca w Rekordzie, gdzie seniorzy trenują do południa, pozwala mi odpowiednio łączyć obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym.
SportoweBeskidy.pl: Przed Tobą trudne zadanie – utrzymanie rezerw Rekordu w IV lidze, która w tym sezonie jest wyjątkowo mocna.
S.N.: Zgadza się. Patrząc na tabelę, można pomyśleć, że to "Mission Impossible". Ale powalczymy. Na koniec sezonu można będzie wrócić do tych słów, ale wierzę, że możemy zostać "rycerzami wiosny". Przy solidnym punktowaniu jesteśmy w stanie się utrzymać. Niemożliwe w sporcie nie istnieje.
SportoweBeskidy.pl: Wszedłeś dwa razy do tej samej rzeki. Czy specyfika drużyny jest dziś inna niż za Twojej poprzedniej kadencji w Lidze Okręgowej?
S.N.: Nie, filozofia drużyny pozostała taka sama. Zmieniły się może proporcje – dziś większa liczba zawodników schodzi do rezerw z pierwszej drużyny. To główna różnica w porównaniu do poprzedniego okresu.
SportoweBeskidy.pl: Za wami pierwszy sparing z MSK Namestovo. W składzie pojawiło się kilku młodych zawodników, dla których był to nieoficjalny debiut w seniorskiej piłce. Czy w lidze również będą mieli szansę na występy?
S.N.: Jeśli będą sumiennie pracować i utrzymają dobrą formę, drzwi są dla nich otwarte. Skład na sparing był mocno okrojony, ponieważ w tym samym czasie odbywał się mecz CLJ w futsalu. Mimo tego wielu zawodników zaprezentowało się bardzo pozytywnie. Sam sparing oceniam dobrze – spotkanie odbyło się na przyzwoitym poziomie, a rywal był solidny. Wyniki zawsze budują pewność siebie, ale jestem zadowolony z postawy moich zawodników. Długimi fragmentami meczu byliśmy równorzędnym przeciwnikiem.
SportoweBeskidy.pl: Rezerwy drużyn często wzmacniają się doświadczonymi zawodnikami. Czy w przypadku Rekordu możemy spodziewać się takiego scenariusza?
S.N.: Nie, w Rekordzie takiego scenariusza nie ma. Jedynym wyjątkiem jest Marek Profic. Rezerwy mają być miejscem dla naszej młodzieży oraz zawodników z pierwszej drużyny, by mogli łapać minuty. Sprowadzanie zawodników z zewnątrz wyłącznie po to, by się utrzymać, nie wpisuje się w filozofię klubu.