Z Koszarawą 1:5, z Kuźnią 0:4, z LKS-em Bestwina 1:5... W Ciścu nastroje po tych występach zespołu zapanowały nietęgie. – Sam jestem zszokowany. Początek sezonu wskazywał, że zmierzamy w dobrym kierunku. Tymczasem co mecz tracimy dużo bramek, głównie po indywidualnych błędach, które zdarzać się nie powinny – komentuje Szymon Stawowy, szkoleniowiec Maksymiliana.

Srogą lekcją był w tym względzie zwłaszcza mecz w Bestwinie, w którym rywal wynik otworzył już w swej pierwszej akcji. – Pierwszą połowę przespaliśmy. Przy stanie 0:3 było po meczu. Musieliśmy się odkryć, wyjść nieco wyżej i brakło nam w końcówce sił. Poza tym szukaliśmy wejścia z piłką do bramki, nie oddając zbyt wielu strzałów. A to przecież podstawa, by zdobywać gole – zauważa trener Maksymiliana, który po 7. kolejkach ligowych znalazł się „pod kreską”. – Kolejki lecą, a nasza sytuacja robi się niewesoła. Nie chcemy przerabiać tego, co na wiosnę, gdy drżeliśmy o utrzymanie – dodaje Stawowy.

Jutro ekipa z Ciśca rozegra domowy mecz z IV-ligowcem z Radziechów w Pucharze Polski. Trudno jednak przypuszczać, by zdołała mocnemu rywalowi przeciwstawić się. Ważniejszym wydaje się potyczka w lidze przeciwko LKS-owi '99 Pruchna. – To taki mecz ostatniej szansy, także z racji gry u siebie. Musimy zapunktować – stanowczo twierdzi szkoleniowiec Maksymiliana. A co w przypadku niepowodzenia? – Chyba zmiana trenera... – rozważa nasz rozmówca.