Mnóstwo trudności miał faworyzowany zespół, aby złamać solidny opór Tempa. Gospodarze często przebywali na połowie tyskiego konkurenta, momentami zmuszali go do ciężkiej pracy w defensywie, ale to właśnie „dwójka” przeprowadziła jedyną w premierowej połowie skuteczną akcję. W 25. minucie IV-ligowiec ruszył z kontrą, zatrzymał ją dopiero faul Adama Morysa w polu karnym, a koniec końców przyjezdni pod trenerską wodzą Jarosława Zadylaka zdobyli przewagę „11” Natana Dzięgielewskiego. Daleko jednak do stwierdzenia jakoby rezerwy GKS-u miały spotkanie pod kontrolą, a mocne słowa ich szkoleniowca mobilizującego swój zespół były wielce wymowne.

Po zmianie stron puńcowianie wprawili swoich kibiców w euforię. W 55. minucie Arkadiusz Szlajss zagrał długą piłkę w kierunku Rafała Adamka, ten kontynuował akcję w duecie z Dariuszem Dziadkiem, odegrał do Pawła Leśniewicza, który golkipera rywali zmusił do kapitulacji. – Mniej więcej do godziny utrzymywaliśmy wysokie tempo gry i w niczym nie ustępowaliśmy faworyzowanemu przeciwnikowi. Zabrakło nam natomiast później zmian w składzie, te miała ekipa GKS-u, która też kontrowała nas, gdy próbowaliśmy przycisnąć przy niekorzystnym rezultacie – opowiada Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa.

Gospodarze w 65. minucie po trafieniu Dzięgielewskiego na dobre stracili kontakt z IV-ligowcem, który w 73. i 86. minucie za sprawą Jakuba Wilka ponownie „dziurawił” siatkę bramki reprezentanta „okręgówki”, by pucharowe starcie wygrać 4:1. Zespół z Puńcowa zadanie miał dodatkowo utrudnione, bo z boiska za nadmiar żółtych kartek usunięty został na kwadrans przed upływem czasu gry Dziadek. – Ani na moment nie odpuszczaliśmy. Powalczyliśmy na ile siły na to pozwalały i mogę być jako trener zadowolony z tego, co zaprezentowaliśmy – dodaje Pszczółka, który nie mógł skorzystać w opisanej konfrontacji z Dawida Okraski, Tomasza Olszara czy Michała Tobiasza.