Przyjezdni mieli świadomość tego, że będą w Wilkowicach „bitym” faworytem. Wszak swój pierwszy „garnitur” GLKS desygnował z konieczności na starcie rozegrane wcześniej – z rezerwami bielskiego Rekordu. Pozbawieni argumentów czysto piłkarskich i grający dziś młodzieżą gospodarze musieli pogodzić się z pokaźnymi rozmiarami przegranej.
 


Zespół z Wilkowic trzymał rezon do 20. minuty meczu. Czechowiczanie przeważali, ale nie potrafili pokonać golkipera przeciwnika. Uczynił to dopiero Adam Zubrzycki, za moment po wznowieniu gry od środka efektowne trafienie lobem z okolic „16” dołożył Filip Gajda, po czym faworyt już się za siebie nie oglądał. Do pauzy gole Kamila Jonkisza i Zubrzyckiego „załatwiły” sprawę awansu, a po powrocie na boisko trwała „demolka” podopiecznych Mirosława Szymury. Aż 4 gole na swoim personalnym koncie skompletował Jonkisz. A za wyjątkiem bramek po kornerach – autorstwa Jakuba Raszki z 56. minuty i Wojciecha Padło z 71. minuty – wszystkie gole były następstwem odpowiednio precyzyjnych strzałów piłkarzy z Czechowic-Dziedzic. Licznik zatrzymał się na imponujących 11 „fantach”, co najlepiej oddaje klimat środowego starcia.

MRKS w sezon wkroczył zatem z przytupem, po spotkaniu, które było bardziej solidną jednostką treningową, aniżeli poważnym graniem typowym dla ligi. – Dobrze wykazywaliśmy się, gdy przychodziło do finalizacji. Nawet, gdy rywal bronił się w polu karnym, potrafiliśmy stwarzać groźne sytuacje. Poza tym realizowaliśmy swoje założenia dotyczące zamykania przestrzeni bez piłki, poruszania się w strefach czy zabezpieczania szybkich ataków – komentuje szkoleniowiec gości Wojciech Białek.