Już w trakcie minionej części rozgrywek w Goleszowie głośno mówiło się o potrzebie dokonania znacznych wzmocnień kadrowych. Takowe były zapowiadane, ale – wszystko na to wskazuje – te plany wcielone w życie nie zostaną. – Pewne przymiarki były, ale na ten moment za różowo nie jest. Praca na poziomie ligi okręgowej i szukanie zawodników graniczy niestety z cudem, gdy nie oferuje się większych pieniędzy za grę. Jeśli ktoś nie ma danego klubu w „serduchu”, to jest ciężko – analizuje Marek Bakun, szkoleniowiec LKS-u Goleszów.

Jakby tego było mało, w klubie nieszczególnie widać maksymalne zaangażowanie, aby spróbować wiosną obronić statusu zespołu szczebla „okręgówki”. A i tak to zadanie z gatunku piekielnie trudnych z racji sporego, 9-punktowego dystansu outsidera do wyprzedzającej go w tabeli Soły Rajcza. – Próbujemy trenować i mówię to ze szczególnym naciskiem na słowo „próbujemy”, bo frekwencja do najlepszych nie należy. Na razie mobilizacji nie widać, ale sądzę, że wróci wraz z bliskością ligi – przynajmniej taką mam jako trener nadzieję – oznajmia Bakun.

Jak dodaje, niezależnie od realizacji wiosennej „mission impossible” potrzebny jest wkład pracy, aby klub funkcjonował. – Zmierzyliśmy się szybko ze ścianą po awansie z A-klasy. Ale niezależnie od tego czy pozostaniemy w „okręgówce”, czy przyjdzie nam rywalizować półkę niżej, wszyscy powinni zrozumieć, że chęci muszą być na odpowiednim poziomie – klaruje szkoleniowiec goleszowian, którzy w najbliższą sobotę 10 lutego w Czeskim Cieszynie starciem z TJ Raskovice zainaugurują sparingowy serial udziałem w zimowych rozgrywkach prowadzonych w ligowej formule. – Frekwencja na tym meczu będzie odpowiedzią na pytanie, na kogo możemy faktycznie liczyć w perspektywie nadchodzącej rundy – podsumowuje nasz rozmówca.