SportoweBeskidy.pl: Jak przyglądasz się dzisiejszemu BBTS-owi czujesz złość, rozczarowanie, a może obojętność?
Rafał Kwasowski:
Właściwie wszystko po trochu. Kiedy w latach 90. osiągaliśmy fajne wyniki pod wodzą trenera Wiktora Kreboka gra nas cieszyła. Spędzaliśmy ze sobą jako drużyna dużo czasu i zawiązały się takie przyjaźnie, które przetrwały do dziś. A wcale nie były to łatwe czasy. W kraju zmieniała się sytuacja polityczna, klub borykał się z problemami finansowymi. Chcieliśmy jednak coś osiągnąć i do czegoś konkretnego dojść. Mieliśmy przed sobą też oczywiście jakieś cele indywidualne.
Dzisiejszy BBTS? To wielka porażka. Gdy liga została zamknięta nie zrobiono kompletnie nic, aby zacząć szkolić młodzież i postarać się o wychowanków, albo chociaż chłopaków związanych z miastem. Efekt jest taki, że choć w samym Bielsku, ale też okolicach klubów nieźle prosperujących jest dużo, ale sukcesów juniorskich zupełnie brakuje.


SportoweBeskidy.pl: Od czasu gry w Plus Lidze drużynę prowadzili trenerzy Bułkowski, Krebok, Stelmach, Gruszka, Palgut, Chudik i żaden z nich nie podołał tej misji zdaniem władz klubu, bo długo miejsca tu nie zagrzali. Może to nie w trenerach trzeba szukać winy?
R.K.:
Tu wcale nie chodzi o trenerów. Gdy klub decyduje się na zatrudnienie danego trenera, to musi stworzyć mu możliwość skompletowania składu według swojej koncepcji. Jakie doświadczenie w siatkówce mają panowie Pluszyński i Lindert? Tak świetni siatkarze, a obecnie ambitni szkoleniowcy, jak Piotr Gruszka czy Krzysztof Stelmach wytrzymali tu rok. Domyślam się, że nie mogli się nijak dogadać z prezesem i dyrektorem, bo zaczęto im kupować siatkarzy mizernych, których nikt już w Plus Lidze zatrudnić nie chciał. To największy problem tego klubu. Ludzie w mojej ocenie niekompetentni budują zespół nie ruszając się ze swoich pokoików. Zza biurka, oczekując tylko na telefony od menedżerów, nie da się zbudować żadnej drużyny. Trzeba pojeździć trochę po Polsce i szukać, ale komu się chce. Inną sprawą jest, że nikt nie pali się do tego, aby grać w BBTS-ie i współpracować z takimi „fachowcami”. To całkowita „amatorka”.

SportoweBeskidy.pl: Prezes Piotr Pluszyński zapytany przez nas o to, czy nie rozważa podania się do dymisji odpowiedział, że „jesteśmy pierwsi, którzy publicznie podnoszą ten temat”. Twoim zdaniem bez zmian władz klubu może coś drgnąć?
R.K.:
Nie zmieni się nic, nie łudźmy się. Zespół od samego początku w Plus Lidze balansował na granicy ostatnich miejsc. Wymienia się trenerów, zawodników. Co sezon mamy kadrową rewolucję, a ludzie za taką sytuację odpowiedzialni ciągle swoich stołków się trzymają. To przecież dla nich bardzo wygodne, więc nie jestem zaskoczony, że dla mnie oczywisty problem pan Pluszyński bagatelizuje. Dziwię się natomiast, że ci ludzie nie są rozliczani ze swojej pracy. Przy takiej stabilizacji, jaką zapewnia BBTS-owi miasto przekazując środki na poziomie ponad 2 mln zł, naprawdę jest sztuką nie zrobić klubu na poziomie przynajmniej „średniaka” Plus Ligi. Mogliśmy być w zupełnie innym miejscu.

SportoweBeskidy.pl: Napisałeś kiedyś po jednym z fatalnych meczów BBTS-u, że drużynę możesz poprowadzić nawet za połowę tego za co w klubie się pracuje...
R.K.:
Naprawdę można stracić cierpliwość, gdy patrzy się jak to wygląda. Żałuję, że nie pomyślano długofalowo o jego rozwoju. Mamy typową amatorkę. Klub i zespół bez serca, bez ducha. Trefl Gdańsk miał przestać istnieć, a tymczasem zdobył Puchar Polski. Bo wszyscy wiedzą tam, co chcą osiągnąć. W BBTS-ie nie widać żadnej radości z gry w siatkówkę. Jasne, że gdy się przegrywa podnieść się jest ciężko. Ale siatkarze mają fajną pracę, teoretycznie sprawiającą im radość, dobre pieniądze. Trener Krebok mówił nam zawsze, że możemy pójść na jeden dzień do kopalni i szybko po tym znów pokochamy siatkówkę.

SportoweBeskidy.pl: BBTS opuści Plus Ligę w tym sezonie?
R.K.:
Nie widzę innej możliwości. Spadają dwa zespoły, a my jesteśmy murowanym kandydatem do tego. Zresztą chyba mało kto jest zdziwiony. Gdy po pierwszych turniejach zobaczyłem jak prezentują się obcokrajowcy, to można było oczekiwać najgorszego. Z tymi zagranicznymi siatkarzami to nawiasem mówiąc ciekawa sprawa. Przychodzą tu tacy zawodnicy, którzy w większości siedzą na ławce, choć powinni tak naprawdę robić różnicę grając kosztem młodych polskich siatkarzy. Nie chcę nikogo obrażać, ale prezes z dyrektorem sprowadzają tu totalne barachło. Spadniemy i nikt nie będzie za BBTS-em tęsknił. Bo przez te kilka lat nie wydarzyło się tu nic pozytywnego. Szkoda mi tylko tej garstki kibiców, którzy przychodzą na mecze z nadzieją, że coś się jakimś cudem poprawi. Obawiam się niestety, że powrót z I ligi wcale nie będzie taki łatwy.