O ile odpowiedź na to pytanie jest bez cienia wątpliwości twierdząca, to już na postawione w tytule – bynajmniej daleka od jednoznaczności. A zatem czy finalny remis bez bramkowych zysków z rywalem z Rybnika stanowi zawód z perspektywy Spójni? – Myślę, że jednak nie. Było widać, że to inauguracja i nie do końca rytm meczowy na tym etapie jest. Pojawiło się dużo nerwowości, również walki i momentami wręcz bijatyki z licznymi prowokacjami. Nie były to piękne zawody. A remis? Nikogo nie krzywdzi, choć mamy jakiś tam niedosyt, bo z rywalem będącym w zasięgu chce się jednak wygrywać – komentuje Dariusz Kłus, szkoleniowiec miejscowego IV-ligowca.
 


 

Patryk Pawela Bartosz Barczyk – bramkarze obu drużyn – nie mieli w sobotnie popołudnie dużo pracy, choć kilka akcji zwiastowało to, że kibice mogą goli się doczekać. Albo jednak golkiperzy interweniowali bez zarzutu, albo też brakowało kluczowego podania. – Z naszej strony warto wspomnieć o niezłych dośrodkowaniach, które niestety mijały całe pole karne i nie doczekały się przysłowiowej kropki nad „i” – dodaje trener Spójni.

Ekipa z Landeka żałować mogła także zdarzenia z 94. minuty. Gospodarze ruszyli z kontrą po stałym fragmencie ROW-u, ale Wojciech Pisarek nie zdołał obrońcy przeciwnika uciec. Ten złapał go w pół, a „cegła”, jaką słusznie pokazał arbiter, niczego landeczanom de facto nie dała.