Istny "rollercoaster" przeżyli kibice oglądający mecz Stali z Podbeskidziem. Po pierwszych trzech kwadransach wydawało się, że dla bielszczan ten mecz będzie jak większość w tym sezonie - czyli słaby. Już w 1. minucie faulowany w polu karnym Podbeskidzia był Andreja Prokić. Sędzia, mimo analizy VAR. decyzji nie cofnął, a z 11. metrów precyzyjnie uderzył Adrian Bukowski. Na tym jednak kłopoty Górali nie ustały. W 15. minucie Stal prowadziła już 2:0, gdy Paweł Oleksy spuentował akcję, która rozpoczęła się od długiego wyrzutu z autu. Później na boisku nie działo się za wiele jeśli chodzi o boiskowe wydarzenia, jednak w szeregach Stali widoczne było rozprężenie, które bielszczanie chcieli wykorzystać. W 39. minucie Podbeskidzie nawet trafiło do siatki, jednak sędzia gola Piotra Tomasika nie uznał - spalony. 

 

Znacznie lepiej bielszczanie zaprezentowali się po zmianie stron, a efekt tego widzieliśmy w 56.minucie. Maksymilian Banaszewski po rajdzie prawą stroną dograł na głowę Daniela Mikołajewskiego, a ten celnym strzałem dał Podbeskidziu bramkę kontaktową, która napędziła bielszczan do dalszych wysiłków. W 68. minucie mieliśmy już remis. Ponownie zaprocentowało dobre uderzenie z "główki", tym razem Bartosza Bidy, który na gola zamienił rzut rożny. 

 

I owszem, nie można zapominać, że Stal również miała swoje okazje w pierwszych 20. minutach spotkania, jednak końcowy fragment bez wątpienia zdominowało Podbeskidzia. Miroslav Iličić minimalnie chybił w dogodnej okazji. Bielszczanie nie wykorzystali także gry w przewadze, gdy czerwoną kartkę, wskutek dwóch żółtych, ujrzał zawodnik Stali, Jesus Diaz i ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:2. Podbeskidzie tym samym nie zbliżyło się jednak do bezpiecznej strefy, gdyż Polonia Warszawa, po meczu pełnym dramaturgii z Zagłębiem Sosnowic, również wywalczyła punkt.