Czy bielszczanki miały opierające się o realia szanse, aby liderkom rozgrywek spłatać psikusa? Z perspektywy oceny całości meczu taka konkluzja byłaby nadmiernie optymistyczna, aczkolwiek przynajmniej do pauzy przyjezdne dzielnie dotrzymywały kroku zawodniczkom Pogoni. O maksimum szczęścia „rekordzistki” mogłyby mówić, gdyby wykorzystały jedyną okazję bramkową w tej części meczu. Mowa o 25. minucie, gdy Anna Palińska za polem karnym wyłuskała piłkę spod nóg Julii Gutowskiej, a przejmująca ją Daria Długokęcka oddała strzał znacznie chybiony. Fakt, że choć „świątynia” Pogoni była wówczas opuszczona, to i odległość, która dla strzelczyni stanowiła nie lada wyzwanie. Najwyraźniej podrażniło to szczecinianki, które w 28. minucie za sprawą Martyny Brodzik, korzystającej na zbyt krótkim wybiciu futbolówki przez Jessicę Ludwiczak, zdobyły prowadzenie. I było ono w gruncie rzeczy zasłużone, bo gospodynie kilkukrotnie w premierowych 45. minutach kierowały groźne uderzenia.

Podopiecznym Mateusza Żebrowskiego nie starczyło animuszu, aby równie dzielnie w neutralizacji atutów mocnych przeciwniczek radzić sobie po zmianie stron. W 48. i 66. minucie do siatki z bliska trafiała Amerykanka Jaylen Crim, a w końcówce zza „16” idealnie przymierzyła Emilia Zdunek, fetująca personalnego gola numer 100. na najwyższym szczeblu krajowych rozgrywek.

Nawet, jeśli przywołane powyżej gole na wagę wygranej ekipy ze Szczecina 4:0 po części obciążały konto formacji defensywnej Rekordu, to przyznać uczciwie trzeba, że jesień Pogoni na szczycie ekstraligowej tabeli nie wzięła się jednak znikąd. Podkreślił to również szkoleniowiec beniaminka. – Zmierzyliśmy się z zespołem, który nie przypadkiem jest liderem. Przez nieco ponad godzinę meczu staraliśmy się dotrzymywać kroku Pogoni. Z czasem jednak morale w naszej drużynie podupadło – stwierdził w komentarzu zamieszczonym na klubowej stronie Rekordu.