Sebastian Stemplewski w STREFIE WYWIADU: Będziemy walczyli do końca
Rundę jesienną swojego debiutanckiego sezonu na trzecioligowych boiskach piłkarze Soły zakończyli na trzecim miejscu. Dla beniaminka z Oświęcimia jest to niewątpliwy sukces, choć po pierwszych kilkunastu spotkaniach apetyty sięgały nawet tytułu mistrza jesieni. Pierwszą serię spotkań podsumował z trenerem Sebastianem Stemplewskim, Piotr Podsiadły.
SportoweBeskidy.pl: Słabe występy w okresie przygotowawczym nie zapowiadały Solarzom niczego dobrego. Wy sami byliście zaskoczeni tym, że nagle w meczach o stawkę wszystko zaczęło układać się po waszej myśli? Sebastian Stemplewski: Spotkania sparingowe nie zawsze są zapowiedzią tego, w jakiej formie drużyna przystąpi do rozgrywek. Czasami bywa tak, że zespół wygrywa kolejne sparingi, a kiedy przychodzą mecze ligowe to traci skuteczność. W naszym przypadku było odwrotnie. Muszę przyznać, że rzeczywiście byliśmy trochę zaskoczeni. Do gry przystąpiliśmy prawie takim samym składem, w którym wywalczyliśmy awans.
SportoweBeskidy.pl: Przez dwanaście spotkań Soła jako jedyny zespół w lidze pozostawał niepokonany. Jaki był przepis na sukces Solarzy w tej pierwszej części rundy jesiennej? S.S.: Przede wszystkim kolektyw, zgranie i wiara w zwycięstwo, z którą podchodzimy do każdego meczu. Zaangażowaniu i umiejętnościom pomogło także trochę szczęście. Takie spotkania jak te z Unią Tarnów, w którym odrobiliśmy dwubramkową stratę lub z Granatem Skarżysko – Kamienna, które przygrywaliśmy trzema bramkami i udało się zremisować, dały nam ogromną wiarę w siebie. Nie jesteśmy Barceloną czy Bayernem, żeby wygrywać każdy mecz, ale podobnie jak oni, zawsze gramy o pełną pulę.
SportoweBeskidy.pl: Czy z każdym kolejnym udanym meczem nastawienie przeciwników zmieniało się względem was? S.S.: Na początku sezonu byliśmy dla rywali niewiadomą. Zespoły podchodziły do konfrontacji z nami z nastawieniem, że grają z beniaminkiem, trzeba go zlać i pokazać miejsce w szeregu. Okazało się, że jest inaczej. Dla nas jednak także była to nowa sytuacja, bo jesteśmy zespołem zupełnie nowym w trzecioligowym środowisku.
SportoweBeskidy.pl: Co się wydarzyło w trzynastej, jak się później okazało pechowej kolejce? Doznaliście najwyższej porażki od pięciu lat i pierwszej tak wysokiej, od kiedy pan jest na ławce trenerskiej Soły. S.S.: Bez względu na to czy przegrywa się czterema czy jedną bramką, porażka jest porażką. Bardzo chcieliśmy ten mecz wygrać. Zwłaszcza, że przystąpiliśmy do niego po dwóch remisach z rzędu. Szybko straciliśmy dwa gole i to pokrzyżowało nam plany. Dążyliśmy do wyrównania, w drugiej połowie odkryliśmy się, czego efektem były kolejne dwie stracone bramki w końcówce spotkania. Nie pozostało nam nic innego, jak przełknąć gorycz pierwszej porażki i walczyć dalej.
SportoweBeskidy.pl: Soła radziła sobie powyżej oczekiwań, a mimo to po pierwszych niepowodzeniach znaleźliście się w ogniu krytyki kibiców. Jaki miało to wpływ na drużynę? S.S.: To środowisko przywykło do tego, że wygrywamy. Jestem tutaj od trzech lat i na palcach można policzyć spotkania, które w tym czasie Soła przegrała. Kibice nie są przyzwyczajeni do niepowodzeń. Porażki są jednak wkalkulowane w piłkę i nie da się ich uniknąć. Na krytykę jesteśmy otwarci, jednak przede wszystkim na tą konstruktywną i uzasadnioną. Nie możemy przeprowadzać rewolucji po jednym niepowodzeniu. Konsekwentnie robimy swoje.
SportoweBeskidy.pl: Koniec końców Solarze zakończyli rundę na podium. To sukces drużyny czy jednak po tej udanej serii spotkań apetyty były większe? S.S.: Trzecie miejsce to bardzo dobre osiągnięcie, z którego jesteśmy zadowoleni. Realizujemy swój plan i możemy być zadowoleni ze swojej pracy. To także świetna pozycja wyjściowa przed rundą rewanżową.
SportoweBeskidy.pl: Rywalizowaliście już z każdym z przeciwników. Jak pan ocenia poziom ligi? S.S.: Jest tutaj coraz więcej zawodników, którzy mają za sobą przeszłość w Ekstraklasie. Kilku bardzo ciekawych piłkarzy jest na przykład w Łysicy Bodzentyn. Z drugiej strony są młode zespoły Wisły Kraków czy Korony Kielce, które mają w swoich składach przyszłych ekstraklasowiczów. Uważam, że najsilniejszy jest Granat, ale i zespoły Łysicy, Unii Tarnów czy Hutnika na pewno także powalczą o awans. Są zespoły silniejsze i słabsze, ale liga jest na tyle wyrównana, że każdy z każdym może wygrać. Na wiosnę będzie ciekawie.
SportoweBeskidy.pl: Jest pan wciąż grającym trenerem. Jak pan porówna kierowanie zespołem z ławki do dyrygowania nią z boiska? S.S.: Powoli staram się skupiać wyłącznie na roli trenera. W tym sezonie wystąpiłem chyba tylko w dwóch spotkaniach od pierwszej minuty. Częściej wchodziłem z ławki na końcówki spotkań, kiedy trzeba było pomóc drużynie, uspokoić grę, utrzymać wynik. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, więc dopóki zdrowie będzie dopisywało, w razie potrzeby chcę pomagać drużynie także na boisku.
SportoweBeskidy.pl: Jeśli na wiosnę Soła zaliczy jeszcze lepszą rundę i do końca będzie walczyła o awans, to czy klub jest gotów na podjęcie ewentualnego wyzwania gry w drugiej lidze? S.S.: Jest to pytanie przede wszystkim do zarządu. Pewne jest, że póki co nasze zaplecze nie jest przystosowane do spełnienia warunków licencyjnych na grę w drugiej lidze. Nie zaprzątamy sobie jednak tym głowy. Naszym zadaniem jest gra w piłkę na jak najwyższym poziomie. Nie odpuszczamy i będziemy grali do końca o jak najlepsze wyniki.