Między słupkami w ekipie Spójni stanął w sobotnim starciu Jan Parchański. Golkiperowi miejscowych szczęście wybitnie sprzyjało, ale sam również mu pomógł, urastając do rangi bohatera meczu. W nim długo zanosiło się na rozstrzygnięcie skądinąd sensacyjne. W 23. minucie niżej notowany zespół z Zebrzydowic osiągnął przewagę, gdy Tomasz Śleziona uderzył na bramkę gości i skorzystał na pomyłce Mateusza Kudrysa.

Bestwinianie bili tymczasem głową w mur. Już na wstępie Krystiana Patronia w sobie wiadomy sposób Parchański zastopował, z bliska w obrońcę wcelował z kolei Krystian Makowski, także Mateusz Droździk napotkał na opór „jedynki” Spójni. Gdy już nikt nie stawał na drodze strzału, to futbolówka odbijała się po dwakroć od... słupka. I dopiero w doliczonym czasie gry mogli unieść ręce w geście zadowolenia po celnym uderzeniu Mateusza Włoszka w tzw. długi róg bramki. Po tym zdarzeniu, w końcówce trzymającej w napięciu, istotna do odnotowania była jeszcze próba Tomasza Mrówki z okolic 14. metra, z którą bramkarz LKS-u bezbłędnie sobie poradził.

Komplet punktów gospodarze dali sobie wydrzeć na samym finiszu, ale nie zmąciło to ich radości z minimalnego łupu. U faworyta próżno było szukać satysfakcji. – Zadowoleni być nie możemy, bo już do przerwy mogliśmy tu prowadzić różnicą kilku goli. Przy świetnej postawie bramkarza przeciwnika byliśmy jednocześnie rażąco nieskuteczni – komentuje trener ekipy z Bestwiny Sławomir Szymala.