Któż mógł przypuszczać, że w starciu niedawnych jeszcze reprezentantów A-klasy górą będzie ten, który w lidze okręgowej do tej pory „szorował” po dolnych rejonach tabeli? A tak właśnie ułożył się mecz w Słotwinie. Gospodarze przez ekipę z Węgierskiej Górki zostali zaskoczeni po razie w obu połowach. Wpierw w 27. minucie akcję w bocznym sektorze w kierunku środkowej strefy przeprowadził Dawid Pawlus, a dla Kordiana Mozola umieszczenie piłki w „świątyni” było formalnością. Przypieczętowanie zwycięstwa outsidera nastąpiło wobec ponownego „fanta” Mozola, przy którym spory błąd popełnił Wojciech Mrok, niefortunnie nabijający napastnika Metalu.

– Cieszymy się, że w końcu wygraliśmy. Patrząc na wynik to można mówić o najlepszym występie w sezonie, ale mieliśmy już wcześniej dobre mecze, w których jednak nie wszystkie okoliczności nam sprzyjały – klaruje Zbigniew Skórzak, szkoleniowiec przełamującego się beniaminka, który naprzeciwko Sokoła zaprezentował skuteczne oblicze, wszak inne sytuacje zasługujące na odnotowanie to właściwie jedynie próby D. Pawlusa czy Mozola z rywalami „na plecach”.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że wyżej notowany zespół konkurenta zlekceważył. – Ekipa z Węgierskiej Górki wygrała w moim odczuciu zaangażowaniem, charakterem i determinacją. My przeszliśmy „obok” meczu i chyba trochę chcieliśmy punkty „wytruchtać”. Wniosek jest prosty – piłka uczy pokory – mówi Przemysław Jurasz, grający trener słotwinian.

I cóż z tego, że przez większość potyczki miejscowi posiadali optyczną przewagę. Kilka razy dochodzili do szans strzeleckich, ale za nic piłka do siatki Metalu wpaść nie chciała. W 15. minucie pojedynek z golkiperem gości zmarnował Szymon Nikiel, dalej strzelali m.in. Kamil Urbaniec z boku pola karnego czy Michał TomaszekAndrzej Bistyga po stałych fragmentach. Licznik Sokoła wyjątkowo w obecnym sezonie „okręgówki” pozostał niewzruszony.