Skończyć mogło się różnie
Mecz 9. kolejki „okręgówki”, rozegrany w Bestwinie w deszczowej aurze, obfitował w zwroty akcji.
Kibice przyglądający się rywalizacji doczekali się sporej liczby goli. Jako pierwsi do siatki trafili w 32. minucie goście z Bierunia, ale wraz z przerwą wynik się wyrównał. W 45. minucie sędzia podyktował rzut karny po faulu na Krystiania Patroniu, której to okazji nie zaprzepaścił Patryk Wentland. Ale wskazanie zespołu lepszego na półmetku spotkania było nie lada sztuką. Dlaczego – dowiodła druga połowa, w której „fantów” obie drużyny zgromadziły jeszcze więcej...
Tym razem to piłkarze LKS-u wywalczyli sobie nikłą przewagę, gdy w 55. minucie szybkie wznowienie Tomasza Gali z autu sfinalizował mocnym strzałem pod poprzeczkę Igor Jurzak. Młody napastnik mógł zostać bohaterem potyczki, ale za moment zmarnował doskonałe okazje po podaniach Gali oraz Wentlanda, po dwakroć przenosząc futbolówkę nad poprzeczką. Jak kosztowne były wymienione pomyłki zaświadczyła minuta 59., gdy kontra Piasta spowodowała, że konfrontacja na nowo nabrała rumieńców przy stanie remisowym, a emocje sięgnęły zenitu na finiszu. W 87. minucie jeden z rywali „złamał” akcję na lewą nogę, by uderzeniem z dystansu nie dać żadnych szans Adrianowi Sładczykowi. Gospodarze się nie zrazili i w 93. minucie wyszarpali punkt. W zamieszaniu z piłką umiejętnie obrócił się Konrad Byrski, by z pomocą rykoszetu zadbać o ostatni istotny akcent ciekawego widowiska.
Remis trudno uznać za rozstrzygnięcie satysfakcjonujące z perspektywy bestwinian. Ale już po odnotowaniu faktu nieobecności w składzie Damiana Gacka, Adriana Miroskiego, Wojciecha Wilczka czy Macieja Budkiewicza, zdobycz nabiera większej wartości. – Myślę, że trzeba na nas patrzeć nieco innym okiem, aniżeli jeszcze do niedawna to było w przypadku zespołu z Bestwiny. Punkty zdobywamy, ale trochę je „przepychamy”, również z przeciwnikami, którzy nie należą do ligowej czołówki – zaznacza trener gospodarzy Sebastian Gruszfeld.