Od pierwszych minut piłkarze obu zespołów nie zawodzili, stwarzając zagrożenie i dając nadzieję na szybkie otwarcie wyniku. W 5. minucie kapitalnie uderzył Mateusz Byrczek, ale w sobie wiadomy sposób futbolówkę zmierzającą do siatki odbił Wojciech Barcik. Gospodarze też nie próżnowali, by wspomnieć o 20. minucie i interwencji obrońców WSS, gdy Damian Sanetra uderzył po podaniu Patryka Pawlusa. W 32. minucie Igor Handzlik wyszedł na czystą pozycję strzelecką, lecz nie trafił w bramkę. Za moment Jakub Marekwica uderzył technicznie, ale lewą ręką intuicyjnie interweniował Barcik. Szczęście golkiperowi GKS-u dopisało w 40. minucie przy uderzeniu Kamila Janika w poprzeczkę. I wreszcie 45. minuta, którą zapamięta w szczególności marnujący „setkę” Jakub Waleczek.

Wynik drgnął z miejsca dopiero po przerwie, a konkretnie w 52. minucie, gdy na to się... nie zanosiło. Karol Kubieniec uderzył głową w światło bramki po „centrze” Pawlusa, a mający pozornie wszystko pod kontrolą Rafał Jacak piłkę wypuścił. Wiślanie ewidentnie byli w szoku, co „Fiodory” mogły wykorzystać. Kilkanaście sekund po golu Pawlus w doskonałej sytuacji przestrzelił, a nieco później Karol Rozmus minął już Jacaka, lecz źle zachował się w dalszej fazie ofensywnej próby. Chaos w szeregach WSS trwał mniej więcej kwadrans. W 75. minucie piłkę za „16” przyjął Marekwica, by uderzyć po „długim” słupku nieosiągalnie dla Barcika. Krótko po wyrównaniu zbyt agresywną grę „cegłą” przypłacił Pawlus, a w przewadze przyjezdni mogli pokusić się o maksymalny łup. Najlepsze ich szanse – dodajmy finalnie nie dające oczekiwanego skutku – to uderzenie Wojciecha Małyjurka w zamieszaniu oraz główka K. Janika.

– Uczucia mamy mieszane, bo do utraty bramki byliśmy stroną dyktującą warunki, ale swoich dobrych okazji nie zamieniliśmy na gole. Cieszy natomiast sam fakt kreowania sytuacji i widoczna też niezła organizacja gry – ocenia Patryk Pindel, szkoleniowiec piłkarzy z Wisły.