SportoweBeskidy.pl: Za nami weekend o tyle nietypowy i trudny, że bardziej niż na futbol patrzyliśmy z niepokojem na infrastrukturę sportową. Jak sytuacja w Pietrzykowicach?

Sławomir Sołtysik:
Generalnie nasze boisko znajduje się w terenie trudnym, jeśli chodzi o ukształtowanie i glebę. Przeszło w ostatnim czasie kapitalny remont. Na początku roku wykonany został drenaż z pomocą firmy sponsora, gminy i też własnymi siłami. Inwestycja ta spowodowała, że całą wiosną spędziliśmy poza domem, korzystając z obiektów Koszarawy Żywiec na potrzeby rozgrywania meczów seniorów, treningowo Halnego Kalna oraz Sokoła Słotwina w przypadku juniorów.

SportoweBeskidy.pl: Ostatnie anomalie pogodowe wyrządziły jakieś ponadwymiarowe szkody?

S.S.:
Trawa pokrywa obecnie murawę w 100 procentach. Zresztą przez wakacje wynajęliśmy firmę, która przeprowadziła zabiegi pielęgnacyjne i dodatkowo wysiała trawę tam, gdzie było to potrzebne. Od jednego ze sponsorów otrzymaliśmy pieniądze na zakup profesjonalnego zraszacza samobieżnego. Pozwoliło to nam doprowadzić boisko do bardzo dobrego stanu. Natomiast przy takich opadach deszczu, jakie przyszły murawa nie jest w stanie w pełni odprowadzić wody. Na całe szczęście boisko nie zostało zalane. Jest grząskie, ale świeży właściwie drenaż robi swoje. Zakładamy, że czas będzie jednak niezbędny, aby intensywnie z tego dobrodziejstwa korzystać.

SportoweBeskidy.pl: Drużyna występująca w „okręgówce” już bez Sebastiana Gierata za sterami. Zaskoczenie i nagła sytuacja? A może potrzeba zmiany?

S.S.:
Zdecydowanie sytuacja, która nas zaskoczyła. Kilka dni wcześniej rozmawiałem z trenerem, z którym znamy się od wielu lat i nie był podejmowany temat jego odejścia. Wyjeżdżał na wakacje i miałem przejąć obowiązki treningowe z zespołem. Na ostatnim treningu przed wyjazdem odebrałem od jednego z zawodników telefon z zapytaniem, czy wiem, co się stało. Tak dowiedziałem się, że pożegnał się z zespołem. O tyle było to dziwne, że takich sygnałów, aby miało dojść do nagłych decyzji nie mieliśmy. Wiadomo, że okres był trudny – raz perturbacje z boiskiem, dwa – sytuacja kadrowa, kiedy nie wszyscy zdecydowali się na kontynuowanie przygody z nami. Trener liczył, że kadra będzie szersza, do tego doszły kontuzje. Myślę, że sporo zdrowia „Bastek” poświęcił i kosztowało go to emocjonalnie i fizycznie. Mam nadzieję, że to z jego strony przemyślana decyzja, aczkolwiek nie ukrywam trudnego położenia, w jakim się znaleźliśmy.

SportoweBeskidy.pl: Co by nie mówić początkowa faza ligi nie była dla Borów dobra, bo dopiero w 5. kolejce przyszło pierwsze zwycięstwo. Stawiano was w roli jednego z faworytów w stawce...

S.S.:
Biorąc pod uwagę jakość piłkarską z poprzedniego sezonu na pewno tak. Tym bardziej, że pozycja w tabeli nie odzwierciedlała aż tak naszej dobrej postawy. Wyniki nie były więc tymi, jakich sam trener i zawodnicy mogli oczekiwać. Ze strony władz klubu żadnej presji nie było, bo wiedzieliśmy o tych różnych czynnikach wpływających na to, że nie osiągaliśmy rezultatów optymalnych. Pojedyncze absencje rzutowały na grę, brakowało też szczęścia, by wspomnieć mecz w Istebnej, który długo toczył się pod naszą kontrolą. Mógł się więc ten sezon inaczej ułożyć. Do przełamania doszło dopiero w Rajczy i – co ciekawe – było to dzień przed rezygnacja trenera. Presja zupełnie opadła i nagle taka informacja. Szkoda.

SportoweBeskidy.pl: Skąd pomysł na Ryszarda Kłuska w Pietrzykowicach?

S.S.:
Szczerze przyznam, że czas naglił i to prezes zaangażował się w tym momencie i wykorzystał znajomość z trenerem Kłuskiem, gdy ten prowadził w Podbeskidziu jego syna. Spotkaliśmy się później już po tym pierwszym kontakcie i przed powrotem do treningów. Doszliśmy też szybko do porozumienia.

SportoweBeskidy.pl: Z konkretnymi oczekiwaniami wynikowymi?

S.S.:
Nie ma takich i nigdy ich w Pietrzykowicach nie było. Poza utrzymaniem jako oczywistym celem i to na pewno nie takim wymagającym nerwowej walki do ostatniej kolejki. Chcemy być drużyną, z którą rywale się liczą i prezentuje styl gry przyjemny dla oka. W „okręgówce” gramy nieprzerwanie bodajże szósty sezon, a to się nie zdarza wielu zespołom, bo po dobrych wynikach często przychodzi jakiś dołek. Opieramy się ciągle głównie o wychowanków i zdolną młodzież, która zasila co roku zespół seniorów. Taki system się sprawdza, dobrze funkcjonuje i swoją renomę przez lata zdobyliśmy.

SportoweBeskidy.pl: To jeszcze pytanie, które w różnych rozmowach często z naszej strony pada – mamy przeciętną ligę okręgową?

S.S.:
Daleki jestem od takich określeń. Sam grałem na poziomie od B-klasy aż po „okręgówkę” przez ponad 20 lat. Do dziś bawię się w piłkę jako zawodnik Koszarawy. Graliśmy niedawno z V-ligowym Orłem Łękawica i na tej podstawie mogę stwierdzić, że każdy szczebel rozgrywkowy to jakiś przeskok. Dla poziomu piłkarskiego na Żywiecczyźnie liga okręgowa w obecnym kształcie daje w mojej ocenie większe możliwości rozwoju, aniżeli gdyby składała się z 4 podokręgów. Mamy obecnie 3 kluby w V lidze, 7 w „okręgówce” i to wymusza na klubach trzymanie odpowiedniej jakości. Nie zawsze każdemu to się udaje, ale możliwość gry przyczynia się do rozwoju. Jasne, że poziom odbiega od „okręgówki” sprzed lat, kiedy mieliśmy w niej zespoły z podokręgu bielskiego, skoczowskiego i żywieckiego, ale rywalizacja powyżej A-klasy z drużynami o w miarę zbliżonym potencjale jest wartościowa.