SŁOWO PO WEEKENDZIE
Dzisiaj jesteś bohaterem, ojcem sukcesu, liderem, tłum kibicowsko-dziennikarski nosi cie na rękach. Jutro ten sam tłum linczuje przegranego, nieudacznika, słabeusza... sportowa rzeczywistość. Huśtawki nastrojów otoczenia doświadczyli w zakończonym wczoraj sezonie piłkarze bielskiego Podbeskidzia oraz trener Leszek Ojrzyński. Długo „Górale” plasowali się w górnej części tabeli. Jeszcze w kwietniu byli o krok od upragnionej grupy mistrzowskiej i miana jednej z rewelacji sezonu. Pod koniec owego miesiąca przegrali dwa mecze, ostatecznie musieli walczyć o utrzymanie. Pracę stracił wówczas Ojrzyński. Sezon wcześniej uratował zespół przed spadkiem, zajął z nim najwyższe miejsce w historii występów w Ekstraklasie, otarł się o grupę mistrzowską. W oczach działaczy z prezesem Wojciechem Boreckim na czele przestał być „bohaterem”.
Cienką linię pomiędzy sukcesem a porażką w polskich realiach najczęściej przekraczają trenerzy. Niestety prezesi czy właściciele klubów nie mają długofalowej wizji rozwoju klubu, często nie posiadają żadnej wizji. Wynik ma być tu i teraz. Szkoleniowcy nie mają czasu na wdrożenie swoich pomysłów, na zaimplementowanie drużynie swojego systemu gry. Nie ma komfortu pracy, jest presja i świadomość nieuchronnego pożegnania się z posadą po kilku porażkach lub braku realizacji krótkoterminowego celu. Trener obejmuje zespół, nie interesuje go rozwój klubu w perspektywie kilkuletniej, ponieważ jest świadom tego, że za kilkanaście miesięcy zapewne nie będzie w nim pracował. Liczy się tu i teraz, wygrane i punkty tu i teraz. Błędne koło, koło hamulcowe polskiego futbolu. Nie ma wizji, nie ma zaufania, nie ma rozwoju. Podejumją działacze decyzję o zatrudnieniu danego trenera na podstawie różnych ocen i analiz. Chcą pana X ponieważ ma to, to i to. Mija kilka, kilkanaście miesięcy i pana X wyrzuca się. Coś tu jest nie tak... z decydentami. W klubach zachodniej Europy trenerzy pracują często po kilka, a nawet kilkanaście lat. Utrzymują posady po spadku, braku wywalczenia trofeum. Działacze stawiają na konkretną osobą z konkretnych powodów. Wybrali takiego trenera, ponieważ takiego chcieli. Jest zaufanie, jest rozwój, są efekty. U nas na poziomie Ekstraklasy od lat pracują ci sami trenerzy... Probierz, Michniewicz, Zieliński itd. Zwalniają, to będa przyjmować. Szukam trenera do klubu? Biorę tego, który akurat jest bezrobotny. W takich warunkach, przy takiej decyzyjności, nie ma mowy o żadnej wizji i rozwoju.
PS. Przegranymi i wygranymi są trzenerzy, są także piłkarze. Decydujący o utrzymaniu mecz z Górnikiem Łęczna. Po nie najgorszej premierowej odsłonie „Górale” wyraźniej spuścili z tonu. Spotkanie musieli wygrać, ale pomysłu na sforsowanie defensywy rywala nie mieli żadnego. Kibice, często w niewybredny sposób, dawali upust swoim emocjom. Komentowali na trybunach niemal każde nieudane zagranie. Słabeusze, nieudacznicy itd. W doliczonym czasie gry Bartłomiej Konieczny zdobywa bramkę dającą zwycięstwo i ligowy byt. Na trybunach metamorfoza. Radość, śpiewy, brawa, przybijanie piątek. Granica dzieląca zwycięzcę od przegranego, uwielbienie od wyzwisk, jest bardzo cienka...
Krzysztof Biłka Sportowebeskidy.pl