Bielskie Podbeskidzie ligową jesień rozpoczęło w sposób mocno odbiegający nie tyle od ideału, co od przyzwoitego poziomu. Ów ideał nadal jest wizją odległą, ale odmieniony po 19 września zespół osiągnął na półmetku rozgrywek historyczny wynik, co przed wspomnianą datą wydawało się nierealne. felieton Prowadzone przez Dariusza Kubickiego Podbeskidzie było zespołem bez wyrazu. W dziewięciu meczach wywalczyło siedem punktów. Wygrało raz, 1:0 w Poznaniu z Lechem, który wówczas przegrywał niemal z każdym. Czara goryczy przelała się po blamażu w konfrontacji z Wisłą Kraków. Po porażce 0:6 prezes Wojciech Borecki przyznał się do błędu – zwolnienie szkoleniowca, którego zatrudniło się pięć miesięcy wcześniej (wliczyć w ten okres trzeba wakacyjny rozbrat z ligą) należy odczytywać w ten sposób.

Można powiedzieć, że sternik bielskiego klubu swój błąd naprawił, choć o korektę mógł się pokusić nieco wcześniej. Postawił na Roberta Podolińskiego. Chwalić dnia przed zachodem słońca nie powinno się, ale metamorfoza, którą przeszedł zespół pod szkoleniowym okiem 40-letniego trenera jest gołym okiem widoczna. Z bezradnego kaczątka tylko momentami potrafiącego odnaleźć się w meczowych realiach – momenty to zdecydowanie za mało, mecz trwa bowiem 90 minut – przeobraził się w świadomego łabędzia. Pojawił się pomysł na grę, który nie ogranicza się do długich podań z obrony na połowę przeciwnika. Zawodnicy niejednokrotnie powtarzali w pomeczowych wywiadach, że wreszcie wiedzą co mają na boisku robić, jak reagować na poszczególne wydarzenia.

Organizacja gry, realizacja założeń taktycznych, to zespołowy klucz do sukcesu. Każdą drużynę tworzą jednak jednostki. Po pojawieniu się w klubie Podolińskiego wyraźnie odżyli Robert Demjan i Mateusz Możdżeń, rewelacyjnie spisują się Adam Mójta i Emilijus Zubas, który jako jeden z nielicznych graczy Podbeskidzia słabszych występów nie notuje od początku sezonu. 

Bielski zespół pod batutą Podolińskiego jeszcze nie przegrał. Wygrał trzy wyjazdowe mecze, dorzucił do tego trzy remisy. Biorąc pod uwagę pojedynki na obcym terenie, „Górale” z dorobkiem 16 punktów są wiceliderem. Tylko Korona Kielce na obczyźnie spisywała się podczas pierwszej rundy lepiej. Biorąc pod uwagę okres pracy w klubie nowego trenera, a więc ostatnie sześć kolejek, „Górale” znajdują się na podium. Tyle samo punktów wywalczyła Cracovia, o dwa więcej Piast Gliwice. Sześć kolejek? I dużo i mało, ale od czegoś trzeba rozpocząć. Podoliński rozpoczął dobrze. 

Meczem z beniaminkiem z Niecieczy bielszczanie zakończyli pierwszą rundę fazy zasadniczej. Na swoim koncie mają 19 punktów, co stanowi najlepszy wynik w historii występów w Ekstraklasie. W poprzedniej kampanii na półmetku mieli 18 „oczek”. W latach wcześniejszych odpowiednio – 10, 6 i 17 w debiutanckim sezonie. Podbeskidzia zajmuje 10. miejsce w tabeli, do 6. Wisły Kraków traci trzy punkty, do znajdującej się na podium Cracovii 5.

Kibicom Podbeskidzia do pełni szczęścia brakuje domowego zwycięstwa – w pierwszej kolejności. Potem będą marzyć o grupie mistrzowskiej. Możliwe i wykonalne...

Krzysztof Biłka SportoweBeskidy.pl