
Snajper robi swoje
Skuteczność nie była tym razem domeną Czarnych Jaworze, ale w zgarnięciu kolejnych ligowych punktów to nie przeszkodziło.
We wtorkowe popołudnie jaworzanie nie grzeszyli skutecznością. Tylko raz piłkę ulokowali w bramce ekipy z Bierunia, a uczynił to niezawodny Szymon Płoszaj, który podtrzymał strzelecki rytm po hat-tricku skompletowanym na inaugurację. Tym razem doświadczony napastnik w 12. minucie przyjął dośrodkowanie Bartłomieja Matuli, poradził sobie z obrońcami przeciwnika, by mierzonym strzałem z 10. metra pokonać golkipera gości.
Fakt, że do samego końca Czarni drżeć musieli o wynik złożyć trzeba na karb znaczącej indolencji w finalizowaniu ofensywnych wypadów. Z pierwszej części wspomnieć można o dogodnej pozycji Rafała Pezdy, który w przewadze liczebnej nad defensorami Piasta odegrał zbyt mocno do Płoszaja, uniemożliwiając mu w ten sposób oddanie bardziej dokładnego strzału. Między 60. a 80. minutą co rusz w obrębie „świątyni” bierunian się kotłowało. Uderzenia Pezdy i Krystiana Makowskiego świetnie parował golkiper przyjezdnych, z kolei rajd Michała Waszka w kluczowym momencie zablokował jeden z obrońców. Już na samym finiszu potyczki zespół przegrywający zagrał va banque, w pobliżu bramki Czarnych pojawił się nawet golkiper, co usiłował wykorzystać Płoszaj. Próba napastnika z dalekiej odległości ostemplowała słupek, po czym sędzia zagwizdał po raz ostatni.
Co najważniejsze, to fakt zgarnięcia przez Czarnych kolejnego kompletu „oczek”, a wcale nie wydawało się to pewnikiem krótko po rozpoczęciu dzisiejszego starcia. Po kilkunastu sekundach gospodarze – o tym zapomnieć nie można – otrzymali solidne ostrzeżenie, gdy po zbyt krótkim wybiciu Patryka Adamczyka golkipera jaworzan uratowała poprzeczka. – Mieliśmy krótki czas na regenerację, bo nie minęło nawet 48 godzin od poprzedniego spotkania, więc nie grało się nam łatwo. Na własne życzenie do końca wynik był sprawą otwartą. W meczu dominowała twarda walka, ale raczej jego przebieg kontrolowaliśmy na odpowiednim poziomie koncentracji, gdy przeciwnik nękał nas licznymi wrzutkami w pole karne – opowiada trener Tomasz Wuwer.