
Spodziewanie zacięty
GKS Radziechowy-Wieprz i Sokół Słotwina miały przed ich starciem na otwarcie rundy rewanżowej identyczną ilość punktów.
W ślad za tym i zgodnie zarazem z oczekiwaniami, obie ekipy stoczyły w Radziechowach wyrównaną walkę, która okraszona została zdobyczami bramkowymi zarówno dla GKS-u, jak i gości ze Słotwiny. Otwarcie wyniku nastąpiło tuż przed przerwą w okolicznościach kuriozalnych, bo Wojciech Mrok „nastrzelił” jednego ze swoich obrońców, a kulającą się do bramki piłkę wpakował z najbliższej odległości Adrian Dobija. Wcześniej goli szukali m.in. Kacper Dunat po stronie Sokoła oraz Deiverson Lima wśród miejscowych – uderzenia dobrze bronili golkiperzy.
Po pauzie istotny momentem było trafienie wyrównujące. W 66. minucie Michał Garncarczyk przytomnie zachował się w polu karnym, a sobie sami winni są defensorzy „Fiodorów”, którzy nie potrafili wyekspediować wrzutki Przemysława Jurasza. Do zgarnięcia „maksa” nieco bardziej dążyli od tego momentu podopieczni Sebastiana Gruszfelda, co też im się powiodło. W 80. minucie Dobija uderzył w kierunku „świątyni”, a mimo ostrego kąta finalizacji na dalszym słupku dokonał Bartosz Kus. O tyle odzwierciedlało to przebieg gry, iż kilka minut wcześniej bliski powodzenia był uderzający tyleż mocno, co i niecelnie Patryk Pawlus, zaś pojedynek z Kusem wygrał Mrok. Najlepsza sposobność Sokoła, by wyjechać z trudnego terenu z „oczkiem”, to strzał Damiana Stawickiego, z którym poradził sobie bramkarz GKS-u.
– Widać było moim zdaniem, że to pierwszy od długiego czasu mecz o jakąś stawkę, z towarzyszącą zawodnikom presją wyniku. Sporo było chaosu, wślizgów, kartek i walki, ale nieco lepszym zespołem byli w tych okolicznościach gospodarze – oznajmił grający trener beniaminka „okręgówki”.
A triumfatorzy inauguracji? Mają powody do radości, bo przesunęli się w górę tabeli, swoje zrobiły też zimowe nabytki, do czego niebawem powrócimy...