Nie trudno domyślić się powodów takiego stanu rzeczy. Podopieczni Grzegorza Sodzawicznego jako pierwsi strzelili w sobotę gola, rywale zaś pomimo ogromu bramkowych okazji pozostawali długo bez żadnego zysku. I gdy wiele wskazywało na niespodziewany sukces Spójni, w doliczonym czasie potyczki faworyzowany LKS wyrównał i zapobiegł wygranej gospodarzy. – Nie mogliśmy sobie pozwolić na taką grę, jak przeciwko Góralowi, więc założenia przy doskonale znanej sile drużyny z Bestwiny były na mecz nieco inne – mówi nam trener ekipy z Zebrzydowic.

A zatem – radość z „oczka”, czy jednak niedosyt? – Można być umiarkowanie zadowolonym. Zabrakło nam maksymalnej koncentracji do ostatniego gwizdka sędziego. Niedosyt pozostał, bo nie może być inaczej, kiedy traci się gola na 30. sekund przed końcem gry. Z drugiej strony rzeczywiście trudno się nie cieszyć, gdy remisuje się z tak dobrym rywalem, który – nie ukrywajmy tego – był od nas piłkarsko lepszy – komentuje Sodzawiczny.