- Można powiedzieć, że w minionym sezonie Rekord walczył o awans do II ligi, my o awans do ligi IV. Różnica klas na boisku była widoczna. Przeciwnik miał przewagę, był od nas lepszy, ale staram się szukać po tym meczu pozytywów - mówi Mirosław Szymura w odniesieniu do przegranego 2:5 sparingu. - Trochę pozytywów jest. Zdobyliśmy dwa gole. Kamil Janik przy drugiej bramce popisał się piękną akcję, minął obrońców i bramkarza. Mogliśmy pokusić się przynajmniej o jeszcze jedno trafienie. Po przerwie zagraliśmy lepiej, odważniej, wygraliśmy drugą połowę 2:1.Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że trener Gumola dokonał zmian w składzie, ale u nas też były - dodaje. 
 
Po pierwszej połowie "biało-zieloni" prowadzili 4:0, bezlitośnie wykorzystywali błędy skoczowian. - Jestem rozczarowany naszą postawą w defensywie, przede wszystkim w pierwszej połowie. Traciliśmy gole po prostych błędach. W jednej sytuacji po dośrodkowaniu z rzutu rożnego nasz bramkarz obronił strzał, piłka spadła w pole karne, żaden z czterech zawodników nie zareagował. Później straciliśmy bramkę po naszym wrzucie z autu. Podanie do obrońcy, ten odgrywa, strata piłki, następnie gola. Trochę pospuszczaliśmy wtedy głowy. Nie przywykliśmy do tego, ale musimy się przestawić, bo "okręgówkę" już opuściliśmy. Sprezentowaliśmy przeciwnikowi bramki, popełniliśmy kilka prostych błędów - ocenia szkoleniowiec beniaminka IV ligi.
 
Trener Szymura nie mógł skorzystać wczoraj z całej kadry. Obowiązki zawodowe zatrzymały m.in. Krzysztofa Surawskiego, a Wojciech Małyjurek doznał uraz podczas turnieju na Słowacji. Nieobecnych "zastąpili" czterej testowani zawodnicy, w tym bramkarz. - Jesteśmy na innym etapie przygotowań od Rekordu, który o punkty będzie walczył za dwa tygodnie, my mamy miesiąc czasu. Niektórzy zawodnicy jeszcze nie wrócili z wakacji, inni niedawno. Przykładowo Łukasz Zaremski trzy dni temu zszedł z jachtu. Myślę, że gdybyśmy byli na podobnym etapie, to zawiesilibyśmy Rekordowi poprzeczkę wyżej - kończy nasz rozmówca.