Po roku pełnym sukcesów przyszedł czas na ostatni w sezonie turniej. W zmaganiach w Metropolia Orange Bowl nazywanych nieoficjalnymi mistrzostwami świata w kategorii juniorskiej zawodniczka Beskidzkiego Klubu Tenisowego Advantage Maja Chwalińska po raz kolejny zaprezentowała się z dobrej strony. Rywalizację deblową, w której grała z Ukrainką Martą Kostyuk, zakończyła co prawda już na I rundzie, ale w singlu było już o wiele lepiej. Wyższość rywalki musiała uznać dopiero w ćwierćfinale.
 
W I rundzie podopieczna trenera Pawła Kałuży rywalizowała z Rosjanką Kamillą Kokeladze, którą pewnie pokonała w dwóch setach 6/3, 6/2. Mecz ten stał na wysokim poziomie, a "drugim" przeciwnikiem Chwalińskiej był... przeszkadzający wiatr, z którym równie sprawnie się uporała. Kolejna runda przyniosła konfrontację z Kanadyjką Layną Sleeth, w której zawodniczka BKT zaprezentowała się równie imponująco, wygrywając 6/4, 6/3. Pełnię swoich możliwości trenująca w Bielsku-Białej tenisistka pokazała w III rundzie. Dość stwierdzić, że Rumunce Mihaeli Marculescu oddała tylko dwa gemy, pokonując ją 6/1, 6/1. Dopiero ćwierćfinał nie poszedł po myśli Chwalińskiej. Mimo twardej walki przegrała z zawodniczką gospodarzy Carson Branstine 6/2, 3/6, 4/6. Wynik ten jest powtórzeniem sukcesu sióstr Radwańskich, które także rywalizację w tym turnieju kończyły na ćwierćfinale.