Nie przeszkodziło to jednak bielszczankom, grającym z przysłowiowym nożem na gardle, w realizacji celu nadrzędnego, a tym było w obecnym sezonie pozostanie na dłużej w ekstraligowej rzeczywistości. Wobec skromnego, a i określeniem na wyrost nie będzie stwierdzenie – zasłużonego triumfu na trudnym terenie w Łęcznej, powrót do Bielska-Białej „rekordzistki” zagwarantowały sobie radosny, bo przewagi wypracowanej przed ostatnią serią spotkań już nie roztrwonią na tyle, by znaleźć się „pod kreską”.

Nieźle podopieczne Mateusza Żebrowskiego prezentowały się w pierwszej części potyczki, w której kilkukrotnie zagrażały „tyłom” ekipy z Łęcznej. Strzały Julii Gutowskiej, Darii Długokęckiej czy Martyny Gąsiorek leciały w światło bramki, ale nie miały dostatecznej precyzji i siły. Rywalki też próbowały – głównie za sprawą wrzutek w „16” czy stałych fragmentów w kwadransie początkowym rewanżowej odsłony. Izabela Sas formą między słupkami wykazywała się raz po raz świetną. Tak też pozostało do końca rywalizacji, ale drgnął na całe szczęście licznik goli po stronie Rekordu.

Akcja na wagę utrzymania w elicie miała miejsce w 66. minucie. Wybornie piłkę rozegrały Esther Sunday oraz Gutowska, a „wjazd” Roksany Gulec w pole karne przysporzył przyjezdnym upragnionego bramkowego zysku. – Czujemy ogromną ulgę – mówi krótko trener Rekordu Bielsko-Biała. Więcej w tej materii – niebawem.