Kibice Rekordu pamiętają bramkę Radka Polaska z FS Ilves Tampere w ostatnich sekundach meczu. To wtedy Hala Pod Dębowcem pękała w szwach, a Rekord w dramatycznych okolicznościach cieszył się z awansu do fazy Main Round Ligi Mistrzów. Kilka lat później był mecz z Gattą Active Zduńska Wola, gdzie po 8. minutach wydawało, że tytuł mistrzowski wypadnie z rąk bielszczanom. Tak się jednak niestało. Rekord fantastycznie odmienił losy spotkania, wygrywając 9:5. 

 

We wspomnianych dwóch meczach kluczowym czynnikiem była po prostu wiara. W swoje umiejętności, że do samego końca można odmienić losy rywalizacji. Takowej zabrakło dziś bielszczanom, którzy ewidentnie nie trafili z formą na najważniejszą część sezonu. Liczba złych podań, strat momentami - szczególnie w końcówce - wołała o pomstę do nieba. Do tego fakt trzech porażek z rzędu - tego nie pamiętają najstarsi górale. Gdyby trzeba było wyróżnić jednego "rekordzistę" za dziś, byłby to Janusz Szymura. Prezes Rekordu po ostatniej syrenie wyszedł na parkiet, pogratulował rywalom - klasa sama w sobie. Cóż jednak, taki jest sport. Cesarzowi należy oddać, co cesarskie. Constract w świetnym stylu sięgnął po tytuł mistrza Polski. Wpierw eliminując Piasta Gliwice, a następnie zabierając wszelkie atuty Rekordowi. Jedno jest pewne - Futsal Ekstraklasa będzie ciekawa w najbliższych latach! 

 

Co do samego, trzeciego meczu z Contractem - gospodarze idealnie weszli w tę rywalizację. Już w 2. minucie objęli oni prowadzenie po "zabójczym" kontrataku. Następnie drużyna z Lubawy cofnęła się do defensywy, oddając posiadanie piłki bielszczanom. Sęk w tym, że nie potrafili oni udokumentować optycznej przewadze w wyniku. Z dystansu w pierwszej połowie okazji szukali Artur PopławskiPaweł Budniak. W końcówce strzał Matheusa dobrze obronił bramkarz Constractu. Na kolejne trafienie przyszło nam czekać do drugiej połowy. 

 

W 23. minucie emocje rozgorzały, gdy Matheus doprowadził do wyrównania. Brazylijczyk przedarł się prawą stroną i nie dał szans bramkarzowi na skuteczną interwencję. Wcześniej jednak czerwoną kartkę (wskutek dwóch żółtych) ujrzał Maciej Jankowski. Niestety, "rekordziści" nie poszli za ciosem. A wręcz przeciwnie. W 31. minucie Jakub Raszkowski znalazł "lukę" pomiędzy nogami zasłoniętego w tej sytuacji Bartłomieja Nawrata. 120 sekund później sytuacja Rekordu była już ekstremalnie trudna. Przedłużony rzut karny na gola zamienił Ludgero Lopez. 

 

Ale znów los wyciągnął rękę do bielszczan, gdy Malaguti opuścił boisko za dyskusję z arbitrem. Ponownie moment gry w przewadze golem spuentował Matheus. Mijały minuty i Rekord oddalał się od realizacji celu. Nie mając nic do stracenia Jesus "Chus" Lopez Garcia zadecydował się na wariant gry z lotnym bramkarzem. Nie dało to jednak "rekordzistom" nic poza straconą bramką w 40. minucie, po tym jak Tomasz Kriezel ulokował piłkę w samotnej "świątyni".