- Połowicznie jestem zadowolony z tego sparingu. Cieszy wynik i to, że potrafimy konstruować ciekawe akcje. Martwi natomiast to, że w zbyt prosty sposób tracimy bramki. Musimy nad tym pracować, ale też od tego jest okres przygotowawczy - mówi szkoleniowiec Beskidu Bartosz Woźniak

 

Nic nie wskazywało, iż wilkowiczanom coś złego zdarzy się w tym spotkaniu. Podopieczni Krzysztofa Bąka prowadzili grę, co udokumentowali w rezultacie. Dwukrotnie na listę strzelców wpisywał się Kacper Marzec, który inteligentnie i z zimną krwią wykorzystał błędy skoczowian w obronie. Beskid jednak po straconej drugiej bramce zaznał przebudzenia. Bramkę kontaktową oraz do remisu doprowadził Krzysztof Surawski, wpierw wykorzystując podanie Kotrysa po pięknej akcji, a następnie robiąc pożytek z dogrania od Adriana Sikory. 

 

Zaraz na wstępie drugiej połowy GLKS znów prowadził, a na listę strzelców wpisał się Dominik Kępys. Świetną pracę przy tym trafieniu wykonał Łukasz Szędzielarz, znakomicie dogrywając do kolegi z drużyny. Ponownie jednak skoczowianie właściwie zareagowali na straconą bramkę. Gola na 3:3 zdobył Sikora, w wynik meczu ustalił Cezary Ferfecki, który celnie przymierzył z dystansu. Wilkowiczanie mogli odmienić losy meczu, lecz w końcówce rzutu karnego nie wykorzystał Wiktor Borowicz. Warto również odnotować, iż po przerwie gra się zaostrzyła, gdyż arbiter podejmował decyzje, z którymi zawodnicy się nie zgadzali, m.in. chodzi o nieuznanie bramki dla drużyny z Wilkowic na 3:1.