Za zaskakujące uznać należy to, że piłkarze z Milówki „odjechali” swojemu przeciwnikowi na 5:1. – Nie był to jednak wcale żaden jednostronny mecz. Mieliśmy więcej dogodnych sytuacji, a skuteczność nie zawodziła – przyznaje Adrian Kopacz, szkoleniowiec Podhalanki. Ta rezultat otworzyła trafieniem Alberta Wróbla, kolejną bramkę dorzucił po udanym pressingu Mateusz Balcarek, a gdy gospodarze odpowiedzieli za sprawą Macieja Pułki, zespół z Milówki zainicjował istną kanonadę. Dublet przed pauzą skompletował Patryk Semik, a krótko po niej Kacper Najzer wykorzystał podanie Mikołaja Franusika „do pustaka”.

Wysoka przewaga najwyraźniej uśpiła czujność Podhalanki, a do głosu wyraźnie doszli żywczanie. Efekt? Po kilkunastu kolejnych minutach walki było... 5:5, do czego walnie przyczynił się m.in. „dwupakiem” Rafał Hałat. Decydujący akcent sparingu to długie podanie Tomasza Franusika i skuteczny lob Najzera, będący zwieńczeniem meczu na wskroś ofensywnego z hokejowymi jego rozmiarami.

– Nie ma się co spodziewać podobnego meczu w lidze. Obie drużyny bardziej myślały o tym, aby gole zdobywać, a postawa w obronie pozostawiała sporo do życzenia – zaznacza trener Podhalanki.

Szeregi Stali-Śrubiarnia były z kolei solidnie przetrzebione. W składzie zabrakło m.in. doświadczonych zawodników Kamila Żołny Łukasza Tymińskiego. Ten drugi dyrygował poczynaniami zespołu z ławki w zastępstwie za nieobecnego trenera Seweryna Kośca. – Dziwny mecz, z wieloma sytuacjami pod obiema bramkami i niezłymi akcjami w ofensywie. Co do naszej postawy to można mieć zastrzeżenia o tyle, że 3 gole przeciwnika to konsekwencja sporych błędów przy rozegraniu piłki – ocenia Tymiński.