- Głównie skupiliśmy się, aby zagrać "na zero" z tyłu. Mamy z tym problem w lidze i cieszę się, że udało nam się zrealizować ten cel - przyznaje Daniel Kubaczka, trener Kuźni. - Na pewno nie mamy się czego wstydzić. Zagraliśmy dobrze z wyższej notowanym rywalem, mecz był wyrównany, ale w kluczowych momentach widać było, że IV-ligowiec ma bardziej jakościowych zawodników. Niemniej, jestem zadowolony z postawy moich podopiecznych, bo jest to dobry prognostyk przed ligowymi meczami - ocenia natomiast Patryk Pindel z WSS-u Wisła. 

 

Nie był to ultraofensywny pojedynek. Przynajmniej w premierowej odsłonie. Dogodną sytuację mieli wiślanie. Wojciech Małyjurek stanął "oko w oko" z golkiperem Kuźni i uderzając po tzw. krótkim słupku trafił w boczną siatkę. Kto wie, jak potoczyłyby się losy spotkania, gdyby wybrał długi róg. Ta niewykorzystana sytuacja zemściła się na gospodarzach w końcówce pierwszej połowy. Szybki atak Kuźni, piłka do Michała Pietraczyka, a ten idealnie znalazł Michała Ryckę, który całość spuentował ulokowaniem piłki w siatce z bliskiej odległości. 

 

Druga połowa rozpoczęła się idealnie dla ustronian. W 50. minucie ponownie trafienie fetował Rycka w bardzo zbliżonej sytuacji, jednak tym razem przytomnym podaniem "obsłużył" go Adrian Sikora. W kolejnych minutach piłkarze WSS-u przejęli inicjatywę nad spotkaniem, mieli zauważalną optyczną przewagę, ale nie potrafili przełożyć tego na rezultat i finalnie on nie uległ zmianie, choć na pewno wiślanie pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie.