I mając powyższe na względzie wynik bezpośredniej batalii obu drużyn niespodzianką nie jest, choć mniej więcej przez godzinę zanosiło się na to, że punkty pojadą do Ślemienia. – Obiektywnie trzeba to powiedzieć – na pierwszą połowę nie wyszliśmy. Nic w naszej grze nie funkcjonowało i mieliśmy sporo szczęścia, bo rywal prezentował się znacznie lepiej – przyznaje samokrytycznie Tomasz Matuszek, szkoleniowiec miejscowej Victorii.

Gospodarze w 38. minucie zostali skarceni. Akcję prawym skrzydłem i dośrodkowanie Szymona Stawowczyka z najbliższej odległości wykończył Rian Machado. Przypuszczać można, że gdyby w 50. minucie Stawowczyk nie zmarnował sytuacji „oko w oko” z golkiperem beniaminka, to ekipa z Hażlacha już podnieść nie byłaby się w stanie. – Przeciwnik uwierzył, że odwrócenie losów meczu jest możliwe. My niestety stanęliśmy. Gra była trochę lepsza, aniżeli w poprzednich spotkaniach, ale z kryzysu, jaki przy swoich różnych problemach kadrowych mamy, wyjść nie zdołaliśmy jeszcze – komentuje Piotr Jaroszek, trener piłkarzy Smreka.

Zespół ze Ślemienia bezradnie musiał godzić się z faktem straty aż 3 bramek od 70. minuty potyczki. Wynik wyrównał Dawid Waliczek, a kolejne trafienia to dzieło Mateusza Lizaka, w tym pieczętujące wygraną w doliczonym czasie gry zaskakującym uderzeniem z rzutu wolnego. – Mocne słowa w szatni poskutkowały. Byliśmy po przerwie inną drużyną – taką, która pokazała charakter i bardzo chciała wygrać – dopowiada Matuszek.