A wypowiedział je ukontentowany z postawy swoich podopiecznych szkoleniowiec bielszczan Adrian Olecki. – Pod względem piłkarskim z obu stron był to bardzo dobry występ. Mecz toczył się w szybkim tempie, a rywal postawił nam wysoko poprzeczkę. Mimo wyniku dla nas niekorzystnego jesteśmy zadowoleni z tego, co zaprezentowaliśmy, będąc jeszcze w niepełnym składzie. Widać, że liga się zbliża, a forma rośnie – zaznaczył.
 


To ekipa z Sosnowca strzelała dziś gole częściej. Ale wcale tak być nie musiało, bo i rezerwy Podbeskidzia zdołały wypracować sobie znacznie więcej dogodnych szans, niż wskazuje na to dorobek po stronie finalnych zysków. Jedynego gola dla gospodarzy zanotował Radosław Zając, który nie pomylił się z rzutu karnego zaordynowanego przez arbitra po przewinieniu na Giorgi Merebaszwilim. Najbliżej zdobyczy byli poza tym Michał Stempniewicz, który w premierowej połowie z 20. metrów huknął w słupek oraz Zając, którego „dwupak” mógł ziścić się wobec uderzenia z narożnika „16”, ostatecznie odbijającego się od poprzeczki.

Co również odnotować należy, gole dla drugiego z IV-ligowców – najogólniej rzecz ujmując – miały w sobie sporą dozę szczęścia. Prowadzenie konkurent bielszczan zdobył po prostej stracie „w tyłach” Podbeskidzia II. Ponownie zaliczkę uzyskał, gdy sędzia puścił grę mimo faulu na wahadłowym miejscowych, zaś przypieczętowanie triumfu 3:1 stało się faktem po pięknym uderzeniu z dystansu.