SportoweBeskidy.pl: Tej zimy zdecydowałeś się na zmianę klubu. Jak ocenisz swój pobyt w Skrze Częstochowa?
Wojciech Jurek: Pobyt w Skrze od strony sportowej oceniam pozytywnie. Zrobiliśmy dobry wynik (10. miejsce po rundzie jesiennej przy.red.) pomimo tego, że wielu skazywało nas na pożarcie. Poznałem też wielu fajnych chłopaków, z którymi ciągle utrzymuję kontakt. Natomiast jeśli chodzi o kwestie organizacyjne, to będę to bardzo słabo wspominał... 
 
SportoweBeskidy.pl: Co masz na myśli?
- Sytuacja finansowa klubu była bardzo ciężka. Przy podpisaniu kontraktu prezes uprzedzał, że mogą być minimalne opóźnienia, ale zapewniał, że wszystko będzie spłacone. Tymczasem zaległości w wypłatach sięgały w pewnym momencie nawet 3 miesięcy. 
 
SportoweBeskidy.pl: Jak reagowała na to drużyna?
- Trenowaliśmy codziennie, każdy dawał z siebie 100 procent, aby wybrnąć z słabego początku sezonu. Najgorsze było to, że zarząd cały czas wmawiał nam, że "rozmowy trwają", "pieniądze będą na czas" czy "pozyskujemy środki dla Was". Niestety, niewiele z tego wynikało. Później prezes nie odbierał telefonów i nie odpisywał na SMS... W tym momencie drużyna straciła cierpliwość i zbojkotowała kilka treningów. Wszyscy przecież utrzymują kogoś: żonę, dzieci czy dziewczynę. A piłka nożna to nasza praca i chcemy za nią otrzymywać wynagrodzenie. 
 
SportoweBeskidy.pl: Jak to wyglądało u Ciebie? Były momenty, że chciałeś powiedzieć "dość!"? 
- Takie momenty na pewno były, ale chciałem być profesjonalistą do końca. W pewnym momencie musiałem się podjąć pracy, ponieważ nie starczało na życie. Więc wstawałem w nocy o 1:00 i rozwoziłem catering dietetyczny kilka godzin, później spałem i wstawałem na trening. I tak przez 2 miesiące... 

SportoweBeskidy.pl: Takie rzeczy nie powinny się dziać na poziomie II ligi, a co dopiero w Ekstraklasie, gdzie ostatnio taką historię przeżyła Wisła Kraków. Jak wpływa taka sytuacja na formę piłkarzy? 
- Piłka nożna to ciężki kawałek chleba. Tu nie wszystko jest takie proste, łatwe i przyjemne jak mogłoby się wydawać. Niektórzy twierdzą, że cóż to iść na trening, pokopać w piłkę i wrócić do domu. Profesjonalna piłka, bo taka jest już w centralnej II lidze, wymaga wielu wyrzeczeń. Piłkarz, jak każdy inny człowiek musi funkcjonować. Ponadto na tym poziomie rozgrywkowym musi się dobrze odżywiać, mieć czystą głowę. Skupić się po prostu tylko na graniu.

Kto mnie zna ten wie, jaką jestem osobą. Mam swoje ambicje i jestem zawodnikiem charakternym, walczącym do samego końca. Nigdy nie będę robił z siebie wielkiego piłkarza, ale to było niedopuszczalne. Dlatego zimą odszedłem. 

 
SportoweBeskidy.pl: I trafiłeś do Olimpii. 
- Słyszałem wiele dobrego o tym klubie. Pracowałem już wcześniej z trenerem Adamem Noconiem w Nadwiślanie. Jego osoba też mnie skłoniła do przyjścia tutaj. Czeka nas ciężka praca, aby zrealizować cel, jakim jest utrzymanie zespołu w lidze. 
 
SportoweBeskidy.pl: Przed tygodniem zadebiutowałeś w meczu z Radomiakiem Radom. W sobotę natomiast mogłeś zagrać przeciwko... Skrze. Tak się jednak nie stało. 
- Skra robiła problemy z moim transferem, nie chciała mnie puścić. Moim zdaniem ja i reszta zawodników nie zasłużyliśmy na takie traktowanie. Mimo problemów byliśmy fair wobec klubu. Zrobiliśmy poza tym bardzo dobry wynik na boisku. Ostatecznie kluby się dogadały, lecz padła umowa, że przeciwko Skrze nie zagram. To było bardzo słabe moim zdaniem...