W ostatnich dniach wygrane zanotowały: Resovia, Stal Rzeszów oraz Chrobry Głogów, a więc drużyny, które oscylują na granicy "czerwonej linii", z której Podbeskidzie chce się wydostać. Bielszczanie punktowej zaliczki w Katowicach potrzebowali więc jak tlenu, jednak zamiast walki, licznie zgromadzeni kibice Górali zobaczyli tragikomedię w wykonaniu ich ulubieńców... Skutek? Porażka 0:5 i strata 8 punktów, aby wydostać się ze strefy spadkowej... 

 

Szczerze jednak trzeba przyznać, że początkowy fragment spotkania nie zwiastował blamażu Podbeskidzia. Gospodarze byli niemrawi w swoich poczynaniach, natomiast z faktu, iż bielszczanie byli częściej przy piłce nie wynikało nic. Kłopoty Górali pojawiły się w 23. minucie. Patryk Procek źle wybił piłkę, co uruchomiło efekt domina, a mianowicie akcję GKS-u, przerwaną w polu karnym nieprzepisowo przez Mateja Senicia, za co ujrzał żółtą kartkę. Intencje rywala z 11. metrów wyczuł golkiper Podbeskidzia, jednak przy dobitce Senić ponownie dopuścił się faulu i przedwcześnie musiał opuścić boisko wobec dwóch żółtych, a w konsekwencji czerwonej kartki. 

 

Tym razem katowiczanie się nie pomylili i z "wapna" wynik meczu otworzył Arkadiusz Jędrych. Do przerwy gospodarze jeszcze dwukrotnie zdołali pokonać Procka. W obu przypadkach na listę strzelców wpisywał się były piłkarz Podbeskidzia, Mateusz Marzec. 

 

Po zmianie stron trener Podbeskidzia dokonał trzech zmian w zespole, jednak nie znalazło to przełożenia na poprawę gry bielszczan. W 55. minucie Sebastian Bergier wykorzystał oskrzydlającą akcję swojego zespołu, a chwilę później wynik spotkania na 5:0 ustalił Adrian Błąd, który na gola zamienił rzut karny podyktowany za zagranie ręką przez gracza Podbeskidzia. Bielszczanie kończyli mecz w 9., gdy "cegłę" ujrzał w 83. minucie Tomasz Jodłowiec.