
Wygrał ten, kto wygrać miał
Przez pryzmat tabeli jasno wskazać można było faworyta meczu Beskidu Skoczów z Metalem Węgierska Górka.
Zamykający ligową tabelę zespół Metalu wiosną prezentuje się znacznie lepiej, co nie przekłada się na punktowe zdobycze, ale już na nawiązywanie walki z konkurentami – jak najbardziej. Beskid także nie miał łatwo, aby po punkty sięgnąć, długo bowiem skoczowianie nie mogli odpowiednio nastawić swoich celowników. Wspomnieć tu można m.in. uderzenia Jakuba Krucka i Tomasza Juraszka, które parował golkiper gospodarzy, niecelny strzał Kamila Janika czy słupek Michała Grzesia. Inaczej było tylko w doliczonym czasie premierowej części, gdy J. Krucek wcelował właściwie z pierwszej piłki.
Metal w pokrótce opisanej „połówce” gry szukał szczęścia za sprawą Tomasza Pękali, który nie znalazł patentu na pokonanie Konrada Krucka. – Pewnie gdybyśmy dowieźli remis do przerwy dłużej mielibyśmy nadzieje na korzystny wynik. Walki po naszej stronie nie zabrakło, ale przyznać trzeba, że ostatecznie wygrał zespół zdecydowanie lepszy – klaruje Robert Sołtysek, trener outsidera „okręgówki”.
Znaczące momenty drugich 45. minut to przede wszystkim gole. W 71. minucie Janik dograł do Adriana Borkały, który w zamieszaniu zachował przytomność umysłu. Kilka chwil później losy spotkania definitywnie rozstrzygnął Grześ, w czym przy strzale z rzutu wolnego dopomógł rykoszet od jednego z zawodników Metalu.