- Dziś nic nie chciało nam wpaść. Mieliśmy swoje okazje, ale nie potrafiliśmy ich zamienić na bramkę - przyznaje trener Wisły, Krzysztof Dybczyński. Wynik 4:0 może być trochę mylący. Wisła miała sytuacje i to bardzo klarowne - dodaje szkoleniowiec GKS-u, Sebastian Gruszfeld. 

 

Od początku zespół z Radziechów chciał narzucić własną filozofię gry. W pierwszych minutach dobrą okazję miał Karol Pawlus, lecz przeniósł piłkę nad poprzeczką. Szybko, bo w 7. minucie, GKS zrealizował swój cel. Pawlus dograł piłkę z boku boiska, a do siatki wpakował ją Igor Handzlik. Nieco ponad kwadrans później goście poszli za ciosem. Karol Kubieniec dobrym dograniem "obsłużył" Pawlusa, który całość spuentował trafieniem. Tuż przed przerwą stan na 3:0 podwyższył Kubieniec, celnie przymierzając lewą nogą w tzw. długi róg. Wisła w tej części spotkania miała swoje okazje. Artur Miły był bliski szczęścia po podaniu Bartosza Wojtkowa. Zimnej krwi zabrakło także Przemysławowi Chrostowskiemu. 

 

Druga połowa przebiegła bez większej historii. W 54. minucie Bartosz Grabowski nie najlepiej interweniował po rzucie rożnym, w efekcie posyłając piłkę do własnej bramki. Wisła próbowała odpowiedzieć, ale "nic nie chciało" wpaść. GKS natomiast specjalnie nie rzucał się w ofensywną batalię, tylko spokojnie kontrolował przebieg spotkania.