Na mecz z Beskidem wyszła niemal w całości przemodelowana linia obrony bialskiej Stali i trzeba przyznać, że zdała ona egzamin w tym starciu. Przez początkową fazę meczu główną siłą BKS-u była jednak ofensywa, stąd na boisku nie była widoczna różnicy klas między zespołami. Pierwszą groźną okazję dla Stali odnotowano już w 5. minucie. Tomasz Janik otrzymał wycofaną piłkę i minimalnie trafił obok bramki. Chwil kilka później Paweł Kozioł świetnym podaniem obsłużył Dariusza Łosia, ten stanął do pojedynku "oko w oko" z bramkarzem Beskidu. Górą był jednak ten drugi. 

 

W 36. minucie to andrychowianie objęli prowadzenie, po tym jak wykorzystali podbramkowe zamieszanie w obrębie pola karnego BKS-u. Tuż przed przerwą gospodarze sparingu mieli swoje próby, aby doprowadzić do wyrównania. Testowany zawodnik minimalnie chybił głową po wrzutce z rzutu rożnego. Strzał Kamila Dokudowca z bliskiej odległości obronił bramkarz IV-ligowca, a Karol Lewandowski minimalnie przeniósł piłkę nad poprzeczką. 

 

Druga połowa rozpoczęła się nie najlepiej dla bialskiej Stali. Dwa proste błędy w defensywie BKS-u kosztowały zespół stratę dwóch goli. I więcej bramkowych łupów nie zobaczyliśmy już w tym spotkaniu. Beskid po przerwie miał przewagę optyczną, lecz i BKS próbował się ogryźć i pokusić o trafienie kontaktowe - bezskutecznie. 

 

- Pierwsza połowa daje powody do optymizmu. Bardzo dobrze funkcjonowała prawa strona. Szkoda prostych błędów, ale będzie tylko lepiej - przekonuje trener BKS-u. Arkadiusz Rucki.