
Z pościgu wyszedł... pogrom
Z racji zwycięstw Spójni i Piasta podczas zaliczonej już wiosennej premiery potyczka tych zespołów zwiastowała emocje.
I tych nie zabrakło, a końcowy rezultat nie oddaje tego, że niżej notowana ekipa z Zebrzydowic stawiła czoła rywalowi, jak równy z równym. – Konsekwencja nie była dziś po naszej stronie. Za dużo popełniliśmy błędów, aby myśleć o wygranej. Wrażenia artystyczne punktów nie dają, a nam przytrafił się mecz, w którym graliśmy dobrze, długimi fragmentami dominowaliśmy, a opuściliśmy boisko w kiepskich nastrojach – opowiada szkoleniowiec gospodarzy Dariusz Owczarczyk.
Słowom powyższym trudno się szczególnie dziwić. Zebrzydowiczanie otrzymali w premierowych 45. minutach „gongi”, których mogli uniknąć. W roli egzekutora wystąpił niezawodny Ireneusz Jeleń. Pominąć nie należy jednak, że pierwszą z bramkowych akcji Piasta „uruchomił” złym podaniem Kacper Brachaczek, następnie zaś defensorzy pozostawili doświadczonego napastnika bez żadnej opieki na 5. metrze. Przy bramce z 44. minuty Kamil Trzaskoma wyprowadzający akcję trafił w swojego kolegę z drużyny Grzegorza Kopca, co umożliwiło I. Jeleniowi pokonanie golkipera Spójni.
Z 0:2 spotkanie i tak nabrało rumieńców po zmianie stron. W 52. minucie podanie K. Brachaczka ładnym strzałem po ziemi i golem sfinalizował Piotr Pastuszak. Nacierający miejscowi w 70. minucie wyrównali. Sebastian Nowak wpadł w „16”, wycofał piłkę do Kopca, który „zgrzeszył” skutecznością. Na tym jednak pozytywy dla Spójni się zakończyły. W 79. minucie Przemysław Paluch zagrał do własnego bramkarza tak, że ten musiał o futbolówkę powalczyć. Odbiła się ona od I. Jelenia, dotarła wreszcie do Tomasza Szypera, który skierował ją do „sieci”. Gospodarze rzucili się do odrabiania dystansu, ale zabójcze kontry Piasta zapewniły ekipie znad Olzy pełną pulę trafieniami Marcela Kojmy i kompletującego hat-trick I. Jelenia.
A o tym, że Spójnia mogła w sobotę ugrać na własnym terenie coś więcej w konfrontacji z beniaminkiem, niech świadczą „setki” Pawła Sękowskiego, który 3-krotnie stawał „oko w oko” z Szymonem Wawrzyczkiem, raz nawet stemplując słupek. – Są takie dni, że nawet piłkarze zazwyczaj zabójczo skuteczni nie mają szczęścia – kwituje Owczarczyk.