Już w początkowej fazie spotkania bielszczanki mogły objąć prowadzenie. Arbiter wskazał na "wapno" po faulu na Beacie Madei. Niestety, strzał 11. metrów Anny Chóras obroniła bramkarka Pragi. Chwil kilka później "rekordzistki" dopięły swego celu i objęły prowadzenie. Karolina Czyż wykorzystała z zimną krwią prostopadłe podanie, po akcji Martyny Cygan Laury Kłębek. Na tym zakończyły się bramkowe szanse Rekordu. Należy śmiało stwierdzić, iż pierwsze trzy kwadranse upłynęły bez "fajerwerków". 

 

 

Zgoła inaczej było po zmianie stron. Piłkarki Rekordu zagrały z większym animuszem w ofensywie, co zaowocowało tym, iż gole padały niczym z rogu obfitości, choć te posypały się dopiero w ostatnim kwadransie meczu. W tak krótkim odstępie czasu "rekordzistki" aż pięciokrotnie pokonywały bramkarkę gospodyń, wygrywając ostatecznie całą batalię 6:0. 

 

– Najważniejsze są trzy punkty zdobyte po „sennym” meczu. Trochę wyszły na wierzch trudy ostatnich tygodni oraz środowego meczu pucharowego z mistrzyniami Polski, ale cel został osiągnięty. Sporo minut rozegrały dziewczyny, które ostatnio nie miały zbyt wiele okazji do wykazania się. Dały zespołowi tyle, ile mogły – przyznał na łamach strony klubowej trener Rekordu, Marcin Trzebuniak.