– Cel nasz był taki, aby się przełamać, a liderowi nie dać świętować awansu na naszym boisku – mówi Szymon Waligóra, szkoleniowiec zespołu z Czańca, który założenie zrealizował. Co nie znaczy, że w pełni gospodarze byli po meczu ukontentowani...

Pierwsza połowa spotkania miała typowo badawczy charakter i dopiero od 30. minuty rywalizacja nabrała rumieńców. Goście doczekali się gola po akcji indywidualnej na skrzydle, z którą nie poradzili sobie defensorzy LKS-u, a też Patryk Kierlin strzału nie wybronił. Odpowiedź nastąpiła w 40. minucie, gdy po rzucie rożnym do wyrównania doprowadził Oleksandr Apanchuk.
 



Role odmieniły się po zmianie stron, bo to gospodarze tym razem zdobyli zaliczkę. Złe wybicie golkipera „dwójki” GKS-u wykorzystał bezwzględnie O. Apanchuk. Piłkarze z Czańca przejęli wówczas inicjatywę i byli bliscy podwyższenia wyniku. Andrii Apanchuk oraz Ilya Nazdryn-Platnitski nie zdołali jednak trafić do celu. Lider groźny nie był, ale gdy już przedostał się w okolice „świątyni” czanieckiego zespołu, to w 85. minucie wyrównał. I ten rezultat zmianie już nie uległ. Przyjezdni cieszyć się mogli, że uratowali punkt, zaś beskidzki IV-ligowiec raz jeszcze pokazał swą jakość. – Mały niedosyt o tyle jest, że to my byliśmy bliżej zamknięcia meczu, niż lider wyrównania. Remis też należy jednak szanować, wystarczy spojrzeć w tabelę – dodaje Waligóra.