Spotkanie upłynęło pod znakiem dużej przewagi optycznej gości, którzy nie pozwolili Iskrze na rozwinięcie skrzydeł. Bestwinianie byli stroną aktywniejszą także biorąc pod uwagę wypracowane okazje strzeleckie. Wszystkim jednak – niestety bez wyjątku – brakowało kluczowego elementu finalizacji. I tak w pierwszej połowie zagranie Mateusza Włoszka przetoczyło się wzdłuż linii bramkowej, a Artur Sawicki po dograniu Mariusza Dusia ze skrzydła minimalnie chybił z odległości około 10. metrów. Gdy drużyny zamieniły się stronami napór LKS-u jeszcze wzrósł. Do „pustaka” spudłował Dawid Gleindek, a pojedynki sam na sam z golkiperem pszczynian Mateuszem Tkaczem przegrywali wprowadzeni z ławki rezerwowych Krystian Patroń i Konrad Kowaliczek.

I pewnie bezbramkowy rezultat na wyjeździe nie byłby mimo wszystko odebrany negatywnie w bestwińskich szeregach, gdyby nie fakt, że... gospodarze gola zdobyli. Stało się to w 42. minucie za sprawą rzutu rożnego i celnej główki Kamila Kułagowskiego. – Piłkarsko byliśmy od przeciwnika zdecydowanie lepsi. Mieliśmy chyba ponad 70 procent posiadania piłki i wypracowaliśmy sobie na tyle świetnych sytuacji, aby wygrać pomimo bramki strzelonej przez Iskrę – zauważa z niedosytem trener przyjezdnych Sławomir Szymala.

Wspomniane aspekty nie były jedynymi, które z zaległego meczu w Pszczynie odnotować należy. Zespół z Bestwiny nie mógł pogodzić się z poziomem sędziowania. – Bardzo ciężko jest wygrać w składzie 11-osobowym przeciwko... 14. Czasem naprawdę zastanawiam się, jaki ma to sens. Sędziowie śmiali się nam w twarz, wszystkie sporne sytuacje rozstrzygali na korzyść Iskry i konsekwentnie „pilnowali” wyniku – oznajmia Szymala, który sam otrzymał... żółtą kartkę.