Ostatni domowy mecz nie potoczył się po myśli zespołu z Pogórza, który ma trudności, aby przed zimą poprawić swoją sytuację w tabeli. – Gdyby ktoś popatrzył na sam przebieg spotkania, pewnie byłby zdziwiony wynikiem. Mecz był wyrównany, a jego końcowy wynik zbyt wysoki – przyznaje na wstępie Łukasz Hanzel, szkoleniowiec pogórzan.

Istotny dla losów potyczki był cios, jaki Smrek zadał miejscowym w doliczonym czasie pierwszej połowy. Piotr Górny „złamał” do środka i uderzył w poprzeczkę, ale w idealnym momencie nabiegł Marcel Ormaniec, który otworzył wynik meczu. Skromne prowadzenie gości było poniekąd zasłużone, bo zagrożenie stwarzali większe od swojego rywala. Bramkarz LKS-u interweniować musiał po strzale Raphaela Pethersona z rzutu wolnego, z kolei Alves Mota obił poprzeczkę. Ekipa z Pogórza próbowała stratę odrobić możliwie szybko po wznowieniu gry. Najlepsze szanse ku temu miał Piotr Ćwielong – raz główkował po wrzutce Hanzela wprost w Rafała Pępka, raz – z podobnym efektem – zakończyła się próba eks-kadrowicza z okolic „16”.

Końcówkę na swoją szalę w sposób wyraźny przechylili piłkarze ze Ślemienia. Ormaniec skompletował dublet, a całość rywalizacji podsumował wykorzystaniem „11” Petherson. – Tu istotną rolę odegrały już umiejętności indywidualne naszych zawodników. Wygraliśmy po meczu walki, a świadczy o tym choćby duża liczba żółtych kartek. Takie rozstrzygnięcie nas cieszy, bo równocześnie ogromnie zaskoczony jestem tym, że zespół z Pogórza ma tak mało punktów – klaruje Sławomir Bączek, szkoleniowiec Smreka.