– Zależy mi na tym, żeby dobrze zadebiutować – mówił jeszcze w piątek Przemysław Niemiec. I chyba nie spodziewał się, że na starcie rywalizacji w wyścigu Dookoła Turcji pójdzie mu tak dobrze.

Niemiec_Przemek – Czekają nas dwa górskie etapy i solidna dawka ścigania niezależnie od tego, że obsada nie będzie tak mocna jak w poprzednich latach. Wiem, że zmienił się organizator wyścigu i wiele ekip zrezygnowało ze startu w nim, sytuacja w Turcji też może mieć na to wpływ, ale mam nadzieję, że tegoroczna edycja okaże się dobrym widowiskiem – pisał na swoim blogu kolarz z Pisarzowic, w przededniu startu w Turcji.

Pierwszy etap wyścigu wiódł ulicami Stambułu, kolarze ścigali się na... dwóch kontynentach. Po przejeździe mostem nad cieśniną Bosfor zrobili pętlę po azjatyckiej części, by wrócić do Europy na finisz u bram słynnego Hagia Sophia. Przemysław Niemiec był jednym z tych kolarzy, który zdecydował się na ucieczkę, co więcej w gronie tym wykazywał się największą aktywnością. Objął samodzielne prowadzenie, zyskując nawet trzy minuty przewagi nad peletonem, gdy do mety miał około 30 kilometrów. Liczna stawka nie zdecydowała się na pościg za kolarzem z Pisarzowic i choć przewaga stopniała, to właśnie zawodnik Lampre-Merida jako pierwszy minął linię mety. Drugi Jose Goncalves przyjechał 11 sekund za nim. Wygrany etap znakomicie wróży na dalszą część wyścigu Dookoła Turcji, który zawita również w górskie rejony.

– Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, po Turcji powinienem spędzić w domu 24 godziny przed wylotem na Giro d’Italia. Nie mam wielu kilometrów wyścigowych w nogach i także z tego względu cieszę się na Turcję. Mam nadzieję, że mój mniejszy przebieg w tym sezonie będzie miał dobry wpływ na formę w maju – to kolejne słowa pisarzowiczanina, odnoszące się już do przyszłych planów.