
Twierdza zdobyta
Konfrontacja Smreka Ślemień i LKS-u Pogórze o tyle zapowiadała się ciekawie, że obie drużyny mogą wiosnę w "okręgówce" zaliczyć do udanych.
Dzisiejsza konfrontacja rozpoczęła się od scenariusza dobrze w Lachowicach znanego. W 4. minucie Smrek zdobył prowadzenie, a dopomógł w tym Krzysztof Kałuża, który pechowo do własnej bramki przeciął zagranie Alvesa Moty. Ani myśleli tym zdarzeniem goście z Pogórza się podłamywać i już w 7. minucie wynik był równy. Piotr Ćwielong, mimo 25-metrowej odległości, posłał piłkę z rzutu wolnego ponad murem w sposób nieosiągalny dla Rafała Pępka. Po tej wymianie ciosów gra się uspokoiła, a żadna z drużyn nie zamierzała ponosić kolejnych strat. W 32. minucie bliski powodzenia był Marcel Ormaniec, którego mocne uderzenie zmierzające pod poprzeczkę odbił Mateusz Cienciała. Niebawem skutecznością błysnął ponownie Ćwielong, efektownym wolejem puentując „centrę” Łukasza Hanzela z kornera, dzięki czemu to dość niespodziewanie LKS Pogórze schodził do szatni w lepszych nastrojach.
Również drugą połowę lepiej rozpoczęli piłkarze Smreka. W 50. minucie Mota popisał się solowym rajdem i asystą wzdłuż bramki, czego zaprzepaścić nie mógł Piotr Górny. I choć gospodarze usilnie starali się, aby podtrzymać domową passę, to w aspekcie skuteczności tym razem zawodzili. Co innego pogórzanie, a konkretnie Kamil Kacprzykowski, który w 68. minucie nie zmarnował dogrania Hanzela. Był to ostatni „fant” w niedzielne popołudnie, mimo obustronnych szans. P. Górny nieznacznie chybił celu, a po rzucie rożnym z bliska pomylił się Ormaniec. Po przeciwnej stronie boiska dobić ekipę ze Ślemienia mógł na wślizgu Ćwielong czy nie zachowujący należytej przytomności umysłu na 2. metrze Robert Matuszka. Co odnotować warto, goście kończyli mecz w składzie 10-osobowym po czerwonej kartce, jaką obejrzał w 87. minucie za brutalny faul Mateusz Kuchnia.
– Szkoda, bo złego meczu absolutnie nie zagraliśmy. Określiłbym to tak, że doświadczenie wzięło dziś górę nad młodzieżą w tym dosyć „zamkniętym” spotkania – analizuje szkoleniowiec pokonanych Sławomir Bączek. – Smrek nieprzypadkowo wygrywał u siebie w tej rundzie mecz za meczem. Ale nasz plan „wypalił”. Dobrze, że mieliśmy przewagę gola w końcówce, bo dzięki temu nie musieliśmy atakować i to przeciwnik bił głową w mur – zauważa grający trener LKS-u.