Ileż zaciętych, ciężkich meczów rozegrać trzeba, by wejść na stały, wysoki poziom. Właściwie dotyczy to każdej dyscypliny sportu. Często jednak trudniej na wyżynach utrzymać się. W futbolowej elicie, w rzeczywistości przy „setce” (mowa wyłącznie o liczbie spotkań!), znalazły się piłkarki żywieckiego Mitechu. Nie wszystkim to w smak, ale po tym, jak Mitechowi „stuknęło” 10-lecie, tak i siłą rozpędu osiągnięte zostało magiczne 100. gier w Ekstralidze.

MN felieton Piłkarska droga Towarzystwa Sportowego Mitech to pokonywanie kolejnych etapów i realizacja celów. Kiedy klub powstawał w 2003 roku, wówczas jako autonomiczna sekcja przy żywieckiej Sole, nie zakładano, że już w kilka lat przedostanie się do kobiecej elity piłkarskiej, choć oczywiście taki kierunek konsekwentnie obierano. Pieniędzy nie wydawano na prawo i lewo, wszystko spokojnie, racjonalnie, na miarę możliwości. Rok 2007 to awans na zaplecze Ekstraligi. 24 miesiące później żywczanki świętowały kolejną promocję. Są wśród najlepszych po dziś, choć ich położenie na przestrzeni ekstraligowych lat zmieniło się. Na lepsze.

TS Mitech nie jest dziś kopciuszkiem, na którego spogląda się z przymrużeniem oka. „Góralki” wśród najlepszych zadomowiły się, w piątym sezonie wspięły się na najwyższe w historii miejsce tuż za podium. „Pudło” było zresztą na wyciągnięcie ręki. Sportowo – progres, wizerunkowo – również, przyszłościowo – też nie najgorzej. Bo Mitech pod rządami prezesa Jana Szupiny, przysłowiowego króliczka wciąż gonić musi. A może raczej, po prostu, chce. Apetyt, jak wiadomo, w miarę jedzenia nie maleje.

Cel jest prosty. Mitech ma być jedną z trzech najlepszych drużyn kobiecego futbolu w kraju. Nie teoretycznie, nie „na papierze”, ale w tabeli. Może wtedy – wciąż aktywni krytycy – skończą z żenującymi poziomem docinkami i publicznym „leczeniem” własnych kompleksów. Co by nie mówić o kobiecej piłce nożnej, popularnością ustępującej nawet siatkówce, koszykówce czy piłce ręcznej, to jednak drużynie ekstraligowej szacunek należy się, jak psu buda. I osobom zarządzającym klubem, na czele z człowiekiem sukcesu i dobrodziejem sportu Janem Szupiną, nie inaczej.

Życie po „setce” nie będzie już takie samo. Wzrosną oczekiwania, nadzieje, może i „ciśnienie” na wynik. Ale w Żywcu – mam takie przekonanie – podąża wszystko naturalnym rytmem. W dobrą stronę. Gdyby jeszcze tylko klub z „góralkami” zyskał po tylu latach swój piłkarski „dom”... To temat na inną opowieść.

PS. Jak dobrze ma się Mitech, tak i kobiecy futbol w skali kraju. W końcu mistrzynie Polski Glasgow FC mają „na strzała”, a przeszkodzić w awansie może im chyba tylko... walkower.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl