
A mógł być pogrom...
To nie był dobry występ Pasjonata Dankowice, gdy weźmiemy pod uwagę skuteczność pod bramką drużyny przeciwnej.
Już na wstępie potyczki z ekipą LKS-u Wisła Wielka w pobliżu „świątyni” gości solidnie się kotłowało. Doskonałe sytuacje, w tym pojedynek z bramkarzem przeciwnika, marnował Kacper Łukasik. Błyskawicznie to się zemściło, bo w 7. minucie LKS objął prowadzenie. Reakcja Pasjonata to kolejne wyborne szanse. Patryk Tomala i Łukasik uderzali minimalnie obok celu, młody snajper dankowiczan ostemplował również poprzeczkę. I dopiero w 28. minucie Marcin Wróbel po asyście Dominika Kopcia „odczarował” bramkę przyjezdnych.
W przypadku jednak wyniku 1:1 przy zejściu do szatni próżno było doszukiwać się satysfakcji w szeregach gospodarzy. – Prawda jest taka, że gdyby udało się nam postrzelać w tych sytuacjach, które mieliśmy, to wygrywalibyśmy spokojnie różnicą kilku goli, a emocje zostałyby definitywnie zakończone – mówi Artur Bieroński, szkoleniowiec Pasjonata.
Po myśli dankowickiej ekipy mecz nie układał się również w rewanżowej odsłonie. W 68. minucie Tomasz Magiera zbyt krótko zagrał do Dominika Krausa, który ratując ową niefrasobliwość „nabił” Sebastiana Wilka, po czym futbolówka wtoczyła się za linię bramkową. Ta feralna akcja przesądziła o porażce miejscowych, choć okazji, aby przynajmniej wyrównać znów nie brakowało. Kopeć z kilku metrów uderzył wprost w golkipera LKS-u, a próby z dystansu dającego dobrą zmianę Wojciecha Małysza blokowali obrońcy, bądź to bramkarz wywiązywał się ze swojej roli.
– Nie chcę się tłumaczyć, ale przy tych wszystkich brakach kadrowych potrafiliśmy wypracować sobie mnóstwo szans. Szczęście ewidentnie nie było po naszej stronie – ocenia trener Pasjonata.