A może nie jest aż tak źle?
"Górale" przełamali się ostatnio w dramatycznych okolicznościach w Rzeszowie. Czy na dobre, by zaliczyć udany finisz kiepskiego roku piłkarskiego?
Po derbowej klęsce z Rekordem nastroje w szeregach Podbeskidzia były minorowe, bo przegrany mecz zepchnął "Górali" do grona drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie w Betclic II lidze. Ale przed tygodniem nieoczekiwanie podopieczni Krzysztofa Brede podnieśli się przegrywając do przerwy w Rzeszowie. Dziś, z przeciwnikiem znacznie słabszym, a więc z trudem gromadzącą punkty "dwójką" z Lubina, powtórnie zanotowali come back na wagę zwycięstwa. Może więc należy z większym dystansem podejmować krytykę bielskiej drużyny?
Sobotni mecz rozpoczął się fatalnie, bo w 3. minucie w siatce zatrzepotało uderzenie Huberta Adamczyka. Reakcja gospodarzy na to zdarzenie było właściwe. Ofensywne zapędy znalazły potwierdzenie w 13. minucie. Mateusz Kizyma dośrodkował, a idealnego zamknięcia akcji dokonał Lionel Abate. Podbeskidzie na tym nie poprzestało. Niezłe strzały z dystansu Abate oraz Kizymy zwiastowały kłopoty dla lubinian, które istotnie nastąpiły. W 33. minucie Bartosz Florek ruszył z kontrą prostopadłym podaniem do Abate, ten idealnie asystował Linusowi Rönnbergowi, który nie miał trudności z pokonaniem Michała Matysa.
Ustalony przed przerwą rezultat nie został po wznowieniu rywalizacji nawet minimalnie skorygowany. "Górale" umiejętnie pilnowali tego, aby nie dać piłkarzom rezerw Zagłębia się rozhulać. Między słupkami pewność dawał Konrad Forenc, a tez poza próbami z dystansu goście nie za bardzo mieli koncept na rozpracowanie defensywy Podbeskidzia. 2 wygrane z rzędu? Jakby nie patrzeć, to już seria, przy zachowaniu umiaru, gdyż "dwójka" ekstraklasowicza "maksa" w tym sezonie zgarnęła w 13. spotkaniach ledwie raz, przy szczególnie kiepskim bilansie wyjazdowym.