Przez kilka lat związany był z Podbeskidziem Bielsko-Biała, w minionym tygodniu trafił natomiast do gliwickiego Piasta. O nowym wyzwaniu w pracy trenerskiej i dotychczas pełnionych obowiązkach z Adrianem Oleckim rozmawiał Marcin Nikiel.

SportoweBeskidy.pl: Wielu piłkarskich kibiców w Bielsku-Białej zaskoczyła końcem poprzedniego tygodnia informacja, że zostałeś nowym trenerem „dwójki” Piasta Gliwice. Dla ciebie również było to nieoczekiwane? Adrian Olecki: W czerwcu wygasł mój kontrakt z Podbeskidziem, gdzie pracowałem również przy zespole rezerw. Miałem więc kilka miesięcy, aby poświęcić się rodzinie, trochę odpocząć. Byłem też na stażu w Zagłębiu Lubin u trenera Piotra Stokowca. Telefon z Gliwic na pewno był małym zaskoczeniem. W październiku dostałem telefon od Leszka Ojrzyńskiego, który zaproponował mi pracę w sztabie pierwszej drużyny Górnika Zabrze. Fajnie, że po takim czasie docenił moją pracę, gdy przebywał w Bielsku, ale po jej przemyśleniu jednak odmówiłem. W minionym tygodniu spotkałem się z prezesem Sarkowiczem i trenerem Latalem w obecności całego sztabu szkoleniowego. Byłem jednym z kilku kandydatów na objęcie drużyny rezerw. Dzień później dostałem telefon, że zostanie mi zaproponowana umowa na okres 1,5 roku. Założenie jest takie, by przenieść pewne pomysły z pierwszej drużyny do rezerw. Sporo młodych zawodników trenuje z zespołem występującym w Ekstraklasie. Gdy „schodzą” oni do „dwójki” pewne wzorce muszą być powielane. A jednocześnie mam być takim łącznikiem pomiędzy naszymi drużynami i koordynować „zejścia” piłkarzy z „jedynki” do rezerw oraz oceniać ich grę. Przyznam, że dla mnie to szansa, by w dalszym ciągu rozwijać się, ale również spora nobilitacja.

SportoweBeskidy.pl: Dlaczego Gliwice, a nie Bielsko-Biała? A.O.: Zostałem przez prezesa Boreckiego zaproponowany do sztabu trenerowi Kubickiemu, jednak nie widział mnie w nim. Chciał kogoś bardziej doświadczonego. Nie przedłużono ze mną umowy i z końcem czerwca pożegnałem się z Podbeskidziem. Szkoda o tyle, że byłem w tym klubie 7 lat, wliczając pracę z młodzieżą w tutejszej szkółce piłkarskiej. Dobrze ten okres wspominam, bo nabrałem doświadczenia, które teraz procentuje.

SYLWETKA GRZEGORZ OPALINSKI SportoweBeskidy.pl: Spore zamieszanie pojawiło się w środowisku sportowym w Bielsku-Białej, gdy dołączyłeś w 2014 roku do sztabu drużyny ekstraklasowej Podbeskidzia. Niektóre osoby miały do ciebie pretensje... A.O.: W styczniu 2014 roku Podbeskidzie miało zaplanowane dwa obozy. Pierwszy odbył się w Polsce i tuż przed nim dostałem telefon od asystenta Leszka Ojrzyńskiego. Odbyliśmy rozmowę, podczas której padła wstępna propozycja dodatkowej pracy dla mnie. Miałem zostać jako trener BBTS przy roczniku 1997 i jednocześnie być łącznikiem pomiędzy pierwszą i drugą drużyną. Ta pomoc przy sztabie nie miała mieć zarazem wpływu na moją dotychczasową pracę. Zgodziłem się. Po powrocie z obozu miałem otrzymać szczegóły. 10 dni później, po przyjeździe z pierwszego obozu, faktycznie odbyłem z trenerem Ojrzyńskim rozmowę, ale propozycja była już wtedy inna. Okazało się, że postanowił wymienić dotychczasowego asystenta i chciał, abym to ja go zastąpił. Po wyrażeniu zgody poprosiłem o „zielone światło” BBTS. Był tylko jeden problem, a mianowicie brak paszportu, na 4 dni przed wylotem na obóz do Turcji. Udało się przyspieszyć temat i  wyrobiłem go na czas. Mówię o tym właśnie dlatego, że krąży nieprawdziwa historia o tym, że dużo wcześniej dostałem drugą z propozycji. Gdyby tak było jednak, to paszport zacząłbym wyrabiać wcześniej. Ktoś postanowił zrobić mi „przysługę” i delikatnie przeinaczyć fakty. Wyraźnie natomiast zaznaczam, że propozycję dołączenia do sztabu Podbeskidzia dostałem między zimowymi obozami.

SportoweBeskidy.pl: Jak pracowało się z trenerem Ojrzyńskim? A.O.: To był bardzo ciężki okres ze względu na charakter pracy trenera, który wymagał 14, a czasem i większej liczby godzin w pracy. Byłem odpowiedzialny za mnóstwo rzeczy, do których trener mnie przypisał. Spotykaliśmy się o 8 rano w klubie, kończyliśmy pracę o 19. Miałem w tym czasie przez dzień godzinę dla siebie. Cóż, wiele było nieprzespanych nocy, pracowało się nawet do późnych godzin nocnych nad statystykami i analizami przeciwników. Po pierwszym meczu rundy wiosennej urodziła mi się córka i musiałem pogodzić to wszystko. Wykonywałem swoje obowiązki z pełnym zaangażowaniem. Praca przy pierwszym zespole sprawiła, że wiem teraz o wiele więcej, niż wcześniej. To była prawdziwa szkoła życia, z której wyniosłem mnóstwo pozytywów. Jako ciekawostkę powiem, że byłem najmłodszym trenerem w... najstarszej drużynie w Ekstraklasie.

SportoweBeskidy.pl: Rozwój osobisty to również staż w Zagłębiu. Masz swoje przemyślenia odnośnie piłkarskiego szkolenia w skali kraju? A.O.: Najpierw trzeba zastanowić się i odpowiedzieć sobie na pytanie, czym różni się akademia piłkarska od dobrze działającej szkółki. Jeśli ktoś zmienia nazwę i uważa, że prowadzi akademię, to jest w błędzie. Dla mnie akademii z prawdziwego zdarzenia jest w Polsce kilka. Warszawa, wspomniany Lubin, Poznań, Gdańsk, Szczecin... Aby akademia nie była nią tylko z nazwy, musi być spełnionych kilka podstawowych czynników. Co najważniejsze, to wdrożenie długofalowego planu działania i rozwiązań systemowych. Działanie intuicyjne z roku na rok i zmienianie poprzednich koncepcji do niczego nie prowadzi. Po drugie, odpowiednie „bodźcowanie” zawodników wyróżniających się i przesuwanie ich do grup starszych. Jeżeli w danej szkółce w niektórych rocznikach przesuwa się piłkarzy wyżej, a w innych nie, ponieważ wynik zespołu młodzieżowego jest ważniejszy niż jednostka, to efekt finalny procesu szkolenia będzie żaden.

Adrian Olecki pawel kowalewski photography Kolejnym niezbędnym czynnikiem jest scouting, który jest standardem w futbolu profesjonalnym. W Legii jest bodajże 17 scoutów, tylko w samej akademii. W październiku byłem na wspomnianym stażu w Zagłębiu. Mają tam bazę, kilkuletni plan i najlepsze warunki w Polsce, ale to nie zwalnia klubu z poczucia obowiązku wyszukiwania najlepszych jednostek poprzez scouting. Lubin to 30-tysięczne miasteczko, które ma 10 wychowanków w pierwszej drużynie! Za kilka lat będzie mieć ich już kilkunastu. Jeżeli wynajdywanie nowych talentów opiera się tylko na trenerze rocznika, to trzeba mieć świadomość, że poziom roczników będzie bardzo zróżnicowany, a to burzy całą strukturę przesuwania najzdolniejszych. Widać to po szkółkach, gdzie jedne roczniki są bardzo mocne i walczą o mistrzostwa, a inne spadają z ligi. W prawdziwej akademii wszystkie roczniki są na podobnym poziomie, bo jest scouting i równe traktowanie poszczególnych grup. Akademie w tych miastach, o których mówiłem na początku mają podpisane umowy z mniejszymi klubami o współpracy. Klub oddający zawodnika do większego partnera też musi mieć korzyści, niekoniecznie materialne. Mam tu na myśli choćby staże trenerskie, by docenić tych szkoleniowców, którzy talenty pielęgnowali w klubach mniejszych. Lepszy trener w klubie filialnym to większa szansa na kolejne talenty z tego miejsca. Natomiast zabieranie utalentowanej młodzieży na dłuższą metę nie zadziała. Jest i wiele innych kwestii. Dla przykładu lekcje w szkołach powinny być dopasowane do planów treningowych, a nie na odwrót. Ważne jest odpowiednie żywienie zawodników. Zimą zajęcia piłkarskie muszą odbywać się na murawie, nie w salach gimnastycznych, by tylko ten okres przeczekać. Trenerzy winni wiedzieć ponadto ile czasu będą pracować z danym rocznikiem i jaki rocznik obejmą po nim za rok lub dwa. Ta zasada powinna dotyczyć wszystkich grup, by rywalizacja między trenerami zamieniła się we współpracę. Właściwym przykładem jest tu chociażby Ruch Chorzów, gdzie taki model szkolenia obrano.

SportoweBeskidy.pl: A młodzież w Podbeskidziu? Nie widać wychowanków wkraczających do drużyny ekstraklasowej. A.O.: Super, że jest w kadrze pierwszego zespołu Kamil Jonkisz. Dołożyłem małą cegiełkę do jego wychowania, bo przecież pracowaliśmy razem 4 lata. Jeżeli czynniki, o których mówiłem będą w Bielsku zachowane, to jest szansa na kolejnych wychowanków, bo samo miasto, czy region mają ogromne możliwości w kontekście potencjału ludzkiego. Czas pokaże czy ten debiutancki sezon Jonkisza w Ekstraklasie jest efektem systemowych rozwiązań, czy jedynie wyjątkiem.

SportoweBeskidy.pl: Wszyscy żyją przede wszystkim Ekstraklasą. Jak widzisz Podbeskidzie w obecnym sezonie? A.O.: Oceniam, że 80 procent dokonanych tego lata transferów sprawdziło się. Natomiast żałuję, że nie ma w drużynie Pavola Stano. To świetny człowiek w szatni i na boisku. Jeśli uda się pozyskać zimą dwóch jakościowych w defensywie piłkarzy, to w Bielsku-Białej dalej będzie Ekstraklasa.

SportoweBeskidy.pl: A twoja przyszłość trenerska? A.O.: Chciałbym za kilka lat pracować jako pierwszy trener na szczeblu centralnym. Jeśli będzie mi to dane, to na pewno zaproszę do współpracy szkoleniowców, z którymi miałem okazję pracować w Bielsku-Białej, np. Wojtka Sadloka, czy Pawła Łosia. Na razie natomiast skupiam się na nowym wyzwaniu w Piaście Gliwice. Pracy jest naprawdę sporo, ale ja nigdy tyle energii do pracy chyba jeszcze nie miałem. A co będzie za kilka lat – życie pokaże.

SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę. A.O.: Dziękuję.

adrian olecki