SportoweBeskidy.pl: Kibice piłkarscy w regionie już nie mogą się doczekać premiery w lidze okręgowej. Po kilku sezonach pana po przenosinach z Cukrownika do IV-ligowej Spójni na tym poziomie jednak zabraknie. Co w naszej „okręgówce” jest takiego wyjątkowego?
Andrzej Myśliwiec:
Dla kibiców atrakcyjne jest na pewno to, że więcej meczów gra się z drużynami z sąsiadujących miejscowości. Pojawiają się często sympatycy gospodarzy i gości. W Chybiu frekwencja była przez te lata bardzo wysoka i rzeczywiście zainteresowanie „okręgówką” dało się odczuć. Pamiętam, że podobnie ciekawie było na tym poziomie, gdy prowadziłem przed laty zespół z Jastrzębia. Już w IV lidze ten rozrzut klubów pod względem odległości jest większy, co też widać często po ilości widzów.

SportoweBeskidy.pl: Jak wspomnienia z pracy na tym szczeblu w Chybiu?
A.M.:
Bardzo dobre. Pozwolono mi budować tu i zmieniać drużynę. Patrząc na Cukrownika z początków mojej pracy, a w momencie gdy odchodziłem pozostało może 2-3 piłkarzy. Konsekwentnie odmładzaliśmy zespół i mogą przyjść tego plusy o ile taka droga będzie kontynuowana.

SportoweBeskidy.pl: Nie walczyliście jednak o najwyższe cele, a w jednym sezonie byliście „pod kreską” po rundzie jesiennej...
A.M.:
Rzeczywiście raczej skupialiśmy się nad spokojnym utrzymaniem, ale pamiętam sezon, który ukończyliśmy w czołówce i ze względów regulaminowych nie dostaliśmy się do barażu o IV ligę. Było też tak, że po jesieni mieliśmy 8 punktów i sytuacja była krytyczna. Ale na wiosnę graliśmy lepiej, co zresztą powtarzało się. Chłopcy zimę solidnie przepracowali i były tego efekty w lidze. Ostatnia runda to już lepsza postawa, zbudowaliśmy solidne fundamenty, aby drużynę rozwijać.

SportoweBeskidy.pl: W Landeku zanotował pan niełatwy początek rundy, bo w dwóch meczach zdobyliście tylko jedno „oczko”.
A.M.:
Szkoda obu spotkań. Z Polonią przytrafił się nam nieszczęśliwy „samobój”, w końcówce strzelaliśmy po słupkach i w bramkarza z najbliższej odległości. Drugi mecz fatalnie zaczęliśmy, gdy już w 2. minucie straciliśmy gola. Rywal się cofnął, nam przyszło budować atak pozycyjny, co nie było wcale łatwe. Graliśmy zbyt wolno i dopiero w końcówce po stałym fragmencie wyrównaliśmy. Punkt trzeba szanować, choć mogło się skończyć się lepiej dla nas w doliczonym czasie gry.


SportoweBeskidy.pl: IV liga to już zupełnie inny poziom w porównaniu do poziomu okręgowego?
A.M.:
W zespołach IV-ligowych jest dużo doświadczonych piłkarzy, którzy grali wcześniej wyżej i potrafią przesądzić o losach meczów. Stąd też gra jest bardziej poukładana taktycznie. W „okręgówce” często o wyniku decydowały cechy wolicjonalne.

SportoweBeskidy.pl: Wasz cel?
A.M.:
Jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie, żeby nie przeżywać nerwowych chwil w końcowej fazie sezonu. To cel podstawowy, wszystko, co osiągniemy ponadto będzie na plus.

SportoweBeskidy.pl: Cukrownikowi też raczej degradacja nie grozi. Będzie pan śledził losy swojego byłego klubu?
A.M.:
Oczywiście. Śledziłem już sparingi, byłem nawet w Jastrzębiu na dwóch meczach Cukrownika. Po tylu latach pracy to naturalne. I występom ligowym chybian zamierzam się przyglądać na miarę możliwości. Cukrownik ma dużą przewagę nad grupą spadkową i musiałaby się zdarzyć jakaś katastrofa, żeby stało się coś złego mojemu byłemu zespołowi.

SportoweBeskidy.pl: To na sam koniec – Kuźnia, czy Wisła? Który z dobrze panu znanych zespołów dołączy do stawki IV-ligowej?
A.M.:
Odpowiedzieć mogę tylko, jak Kamil Stoch na pytanie o możliwość wygrania Kryształowej Kuli – „szansę oceniam 50 na 50”. Ciężko o bardziej konkretne wskazanie. Nam z reguły lepiej grało się z Kuźnią, ale akurat jesienią z obiema drużynami przegraliśmy. Stawiam na ten moment absolutnie znak równości pomiędzy liderami rozgrywek.