– Marnowaliśmy okazji na potęgę, przez co mecz bardzo się nam skomplikował i nie uniknęliśmy w nim momentów nerwowych – zaznacza Mateusz Wrana, szkoleniowiec Spójni.

Niespodziewanie w 8. minucie MKS objął prowadzenie, co zresztą nie pozostało bez rychłej odpowiedzi faworyta. W 14. minucie wrzutkę Bartosza Rutkowskiego z kornera główką do siatki okrasił Maciej Mizia. Kiedy nastąpiła pauza to gościom towarzyszył spory niedosyt. Miłosz Misala zmarnował sytuację sam na sam z golkiperem lędzinian, z bliska fatalnie spudłował także po stałym fragmencie Łukasz Kopczyk. Na dodatek gospodarze piłkę do siatki skierować zdołali. W 42. minucie „z wapna” przymierzył Daniel Sobieraj, a zdarzenie było konsekwencją całkowicie przypadkowego zagrania Misali w polu karnym, którego piłka na nierówności murawy trafiła w rękę.

Długo po przerwie piłkarze z Spójni – kolokwialnie rzecz ujmując – bili głową w mur, ale po komplet punktów kosztem outsidera, unikając tym samym zgoła sensacyjnej wpadki, sięgnąć zdołali. W 80. minucie po dośrodkowaniu z bocznego sektora w zamieszaniu wyrównał Mizia, zaś 120. sekund później w roli egzekutora wystąpił Wiktor Piejak, który dobił „wypluty” przez golkipera MKS-u strzał głową Macieja Marka.