Rozpoczęło się pomyślnie dla gospodarzy, którzy stały fragment gry zamienili na gola, którego autorem okazał się Krzysztof Janik. Z przewagi Sokół długo się nie cieszył. Na strzał z dystansu zdecydował się Jakub Kantyka, a fakt, że futbolówka zatrzepotała w siatce obciąża konto bramkarza Wojciecha Mroka. Przed przerwą obecność na murawie zaznaczyli także główni snajperzy obu drużyn – na bramkę Rafała Hałata odpowiedział Damian Stawicki, co oznaczało, że sparingowa potyczka będzie ciekawą również po zmianie stron. I istotnie taką była, aczkolwiek wynik w ostatnim jej kwadransie „rozjechał się”. Po pauzie Hałat ze Stawickim kontynuowali rywalizację snajperów i dołożyli po golu, ale na więcej zespół wyżej notowany ekipie ze Słotwiny nie pozwolił. Hałat skompletował hat-tricka, zaś Maciej Pułka w sytuacji sam na sam podwyższył rozmiar wygranej Stali-Śrubiarnia na 5:3.

Co zatem przesądziło o triumfie podopiecznych Adriana Kopacza? – Większa jakość indywidualna, bo w drugiej połowie tempo gry z naszej strony siadło. Nie podkręcaliśmy go tak, jak powinniśmy. Uwidoczniły się natomiast problemy w obronie, z którymi musimy sobie poradzić – mówi szkoleniowiec żywieckiego V-ligowca.

Beniaminek „okręgówki” na tle silniejszego przeciwnika z wyższego pułapu rozgrywkowego wypadł korzystnie. – Zdołaliśmy wykorzystać błędy naszego rywala, choć sami też nie ustrzegliśmy się ich. Zadowolony mogę być jednak z tego, że stawiliśmy czoła mocnej drużynie, choć byliśmy zmuszani do gry w niskiej obronie – wyjaśnia Przemysław Jurasz, trener Sokoła.