BEZ WODKI NIE ROZBIERJOSZ
Choć temat Legii niby załatwiony, ale budzi wciąż wielkie emocje. Najwięcej w naszych polskich głowach. Ale mnie to nie dziwi, bo po 123 latach rozbiorów i prawie pół wieku komunizmu, a i teraz w tej naszej Polsce, tak jakby jej nie było i która – jak mówił klasyk – istnieje tylko teoretycznie w III RP mamy wciąż w głowach zamęt i to nasze emocjonalne, wschodnie podejście do oczywistych spraw. Bo w naszej świadomości zasada: „dura lex sed lex” – twarde prawo, ale prawo właściwie nie istnieje. Bo relatywizacja prawa w naszej świadomości wynika z naszej historii. Jesteśmy podatni na pranie mózgów przez różne telewizyjne autorytety i nie odróżniamy dobra od zła, bohaterów od zdrajców, nikczemników od ludzi wielkodusznych. Wszystko to się w naszej świadomości i w naszych mediach rozmywa.
Żeby była pełna jasność od samego początku kibicowałem Legii i pragnąłem jej awansu do Ligi Mistrzów. Ale wysłuchiwanie przez tyle dni tych autorytetów, które broniły Legii zakrawało na brak dobrego gustu. Przebijało się w tych opiniach nasze naciąganie prawa. To tak na poważnie – to, co sądziłem o zaistniałej sytuacji Legii i o paru minutach gry w niej nieuprawnionego zawodnika.
A ja teraz pożartuję z moich przyjaciół, którzy mieli odwagę zakładać się ze mną w warunkach sporu o losy Legii. Niniejszym powiadamiam moich dłużników, że będę ich oczekiwał do końca sierpnia. Obwieszczenie dotyczy nieszczęśników, którzy mają przekazać mi dowody porażki w postaci butelki z alkoholem. Przy okazji bardzo proszę o nie podmienianie gatunków alkoholi, które były stawką w zakładach. Ze względu na zalecenia lekarskie mogę spożywać wyłącznie whisky i „czystą”. Dlatego zamienniki w postaci koniaków różnych maści przyjmowane nie będą. Od pielgrzymowania do mnie z butelką zwalniam jedynie doktora Ludwika Hejnego, wybitnego ekonomistę, który nie był przekonany do końca o swojej racji zakładając się ze mną. Na konsumpcję zapraszam moich przyjaciół, aby zgłaszali się osobiście. Zapraszam również znakomitość dziennikarską, świetnego felietonistę Ryszarda Niemca. Pozostałych moich adwersarzy wzywam do rychłego uiszczenia należności pod rygorem wystawienia faktury z odsetkami.
Nadmienię jednocześnie, że wybujałych nadmiernie koleżeńskich frasunków o stan mojej wątroby respektować nie będę. Mam zapewnienie od kilku moich przyjaciół, że wesprą mnie swoim długim doświadczeniem bankietowym. Wspólnymi siłami jakoś rozpijemy należności. Tak więc sporo frajerskiej wódki z zakładu ze znajomymi przysporzyła mi niezachwiana wiara moich przyjaciół, że nasz wschodni, polski bałagan może przenieść się do innych krajów europejskich. Wszystkim zgorszonym powyższą przymiarką do męskiego biesiadowania oświadczam, że wszystkie winy biorę na siebie.
A na zdrowy rozum bez pół litra tego, co się stało w Legii zrozumieć się nie da. Bałagan, bałagan i jeszcze raz bałagan. Tak sądzę, a czytelnicy zawsze mają prawo do odmiennego poglądu. Dobrze, że bielskie kluby – Podbeskidziu i BKS – walkowery „omijają”. Tu kierownicy – odpowiednio Piotr Czak, a wcześniej Marek Móll oraz Jan Linnert – przepisy dawno sobie zakodowali...
Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski